Stan Mato Grosso nie jest może najbardziej popularnym kierunkiem w Brazylii, a szkoda, bo kryje w sobie wiele niespodzianek, które mają wielki turystyczny potencjał. Jednym z nich jest Nobres.

Z Chapady do Nobres

Nobres jest często porównywane do miasteczka Bonito w sąsiednim stanie Mato Grosso do Sul (nazwa Bonito oznacza “piękne”). To porównanie ma tu zwabić turystów, chcących snorklować w krystalicznie czystych rzekach, kąpać się w pełnych ryb balneários i podziwiać bujną przyrodę cerrado, w samym sercu Ameryki Południowej. Nobres jest jednak znacznie mniej znane niż Bonito, zatem i ludzi jest tu mniej, co nas zdecydowanie cieszy.

Do Nobres udaliśmy się samochodem z Chapady dos Guimarães. To niecałe 200 km, które można przejechać w ok. 2 godziny. Droga jest bardzo dobra, tylko na trasie widać zniszczenia, jakie poczyniły tu niedawne pożary. Ten rok, podobnie jak poprzedni, upłynął pod znakiem katastrofalnej suszy, która najbardziej dotknęła Amazonię oraz właśnie Mato Grosso. Na każdym kroku natykaliśmy się na spalone znaki drogowe i wypalone połacie lasu, a czasem na horyzoncie pojawiały się smużki dymu. Jednak właśnie zaczęła się pora deszczowa i największe niebezpieczeństwo zostało już zażegnane.

Pousada Rota das Águas w Nobres

Nobres – pierwsze wrażenia

Lokalizacja atrakcji w Nobres może być nieco myląca, bo tak naprawdę zatrzymujemy się w miejscowości Bom Jardim, a wszystkie miejsca, które będziemy zwiedzać są położone poza granicami tej osady. Piszę „osady”, bo ciężko to nazwać nawet miasteczkiem. Przy głównej ulicy jest kilka pousad, sklepów, restauracji i agencji turystycznych. Nasza pousada Rota das Águas (Wodny Szlak) mieści się przy ulicy, naprzeciwko komisariatu policji. 

W pousadzie znajduje się również agencja wycieczek, więc łatwo rezerwować wszelkie atrakcje, co zresztą już zrobiłam przez Whatsappa przed przyjazdem. Wycieczki w Nobres są tak zorganizowane, że przy wejściu do każdej atrakcji wymagany jest voucher i kupujemy go wcześniej w agencji turystycznej. Nie wiem, czy przy wejściu też można kupić, nie spotkałam się, żeby ktoś tak robił. My jechaliśmy na wycieczki z wydrukowanym voucherem. Dojazd do atrakcji często wymaga poruszania się szutrowymi drogami nie najlepszej jakości, ale nasz Chevrolet Onyx daje radę.

W Nobres wykupiliśmy w sumie 5 wycieczek, które łącznie za 2 osoby kosztowały nas 850 reali, czyli 560 PLN. To koszt samych voucherów, bo na miejscu opieka przewodnika albo już była w cenie albo nie była wymagana.

Zaczarowane Akwarium (Aquário Encantado i rzeka Salobra)

Jest to flagowa atrakcja Nobres, więc rzecz jasna nie mogliśmy jej odpuścić. Następnego dnia po przyjeździe, tuż po śniadaniu odebraliśmy z recepcji voucher i pojechaliśmy za miasto, gdzie o 10 rano zaczynała się nasza wycieczka. Przy wejściu do atrakcji jest pełna infrastruktura – restauracja, łazienki, przebieralnie, a także wypożyczalnia sprzętu do snorklowania oraz duży parking. Po okazaniu vouchera poszliśmy wypożyczyć (w cenie wejściówki) buty do pływania, kamizelki ratunkowe oraz maski z rurką. Gdy zebrała się cała grupa zapisana na tę samą godzinę co my, przewodnik udzielił nam instrukcji co dalej będzie się działo. Oczywiście wszystko po portugalsku, bo w grupie byli sami Brazylijczycy. 

Wsiedliśmy wszyscy do swoich samochodów i pojechaliśmy kilometr dalej na drugi parking, tuż przy wejściu do lasu. Tam zostawiliśmy wszystkie rzeczy w aucie i w samych strojach kąpielowych oraz z wypożyczonym wcześniej ekwipunkiem, pomaszerowaliśmy leśną ścieżką aż do niewielkiego jeziorka. Tam mieliśmy rozgrzewkę przed właściwą trasą “spływu”, a osoby które wcześniej nie snorklowały, mogły tam poćwiczyć. Żałowałam, że nie mam telefonu ani tym bardziej GoPro, aby uwiecznić to miejsce, bo błękit wody był aż nierzeczywisty (na szczęście później wróciliśmy tam na chwilę, aby porobić zdjęcia).

Po upływie pół godziny, gdy już następna grupa pojawiła się nad jeziorkiem, nasz przewodnik zarządził start “flutuação” i wszyscy popłynęliśmy za nim gęsiego przejrzystą rzeką Salobra, omijając zwalone do wody pnie drzew i podziwiając duże ryby o nazwie piraputanga, które są tu najczęściej spotykane. W pewnym momencie przewodnik odciągnął nas w kierunku jednego z brzegów i potem wyjaśnił, że po przeciwnej stronie wypatrzył płynącego kajmana (jacaré). Zupełnie nie przejęłam się tą informacją, bo przecież zarówno kajmany jak i piranie żyją w tutejszych rzekach, ale ja mam zawsze nadzieję, że nie niepokojone nie atakują człowieka, a poza tym gdyby było niebezpiecznie, to nikt by tu nie organizował wycieczek 🙂

Po zakończeniu flutuação wróciliśmy leśnym szlakiem na parking, podziwiając po drodze skaczące po drzewach małpy. Zapytałam przewodnika, czy możemy wrócić na chwilę nad jeziorko i porobić zdjęcia, na co on się zgodził. Wzięliśmy telefony z samochodu i szybko się uporaliśmy z fotograficznym obowiązkiem, chociaż nas korciło, żeby zostać tam dłużej, tak było pięknie. Mamy postanowienie, żeby następnym razem już nigdy nie zapomnieć zabrać do Brazylii Go Pro, bo w takich miejscach naprawdę się przydaje.

Kąpielisko Balneário Estivado i Jezioro Ar

Na ten sam dzień mieliśmy jeszcze zaplanowane kąpielisko i spacer przy zachodzie słońca nad jeziorem (nie ma możliwości kąpieli). Balneário Estivado leży tuż za granicami Nobres, jest tam restauracja i niezbyt duże kąpielisko w rzece, gdzie kłębią się piraputangi. Niestety trafiliśmy na święto państwowe (20 listopada – Dzień Świadomości Czarnych, upamiętniający bohatera narodowego Zumbiego z Palmares) i miejsce było zatłoczone. Większość stolików w restauracji była zajęta przez liczne i głośne rodziny, a małe w sumie kąpielisko było okupowane przez stada dzieciaków. Nie zabawiliśmy tam długo. W spokojniejsze dni może być nawet fajnie posiedzieć, zjeść coś i popatrzeć na pływające w rzece ryby.

Gdy wróciliśmy do pousady, rozpętała się ulewa. No cóż, w końcu pora deszczowa. Nasza ostatnia wycieczka stanęła pod znakiem zapytania. Przez kilka godzin lało, ale i tak postanowiliśmy pojechać nad Jezioro Ar (Lagoa das Araras). Po okazaniu vouchera otwarto nam bramę i dość rozmokłą drogą gruntową pojechaliśmy dalej – miałam obawy, czy damy radę wyjechać, ale obyło się bez problemów. Nad jeziorem poza nami nie było nikogo. Spacerowaliśmy brzegiem zbiornika, chodziliśmy po drewnianych kładkach, a padający nieprzerwanie deszcz w niczym nam nie przeszkadzał.

Zwykle Lagoa das Araras reklamuje się jako idealne miejsce na zachód słońca, no ale tego popołudnia niebo było tak zasnute ciężkimi chmurami, że nie dało się nic zobaczyć. Wcale się tym nie przejmowaliśmy. Znacznie gorzej by było natrafić na ulewę w trakcie nurkowania. Podczas spaceru deszcz był zupełnie niegroźny. Szkoda tylko, że ani zachodu słońca ani papug nie było widać. Pewnie pochowały się przed deszczem.

Balneário Estivado

 

Lagoa das Araras

Boia Cross i kąpielisko w środku lasu

Kolejny dzień zaczęliśmy od spływu rzeką na gumowych pontonach. Atrakcja zwana Boia Cross Duto do Quebó, jest niestety położona dość daleko od naszej miejscowości, w dodatku dałam się zmylić mapom Google i przez jakiś czas jechaliśmy zupełnie nie w tym kierunku. No ale w końcu dotarliśmy na miejsce, gdzie po zaparkowaniu auta okazaliśmy w recepcji voucher i musieliśmy zaczekać na kolejną grupę, bo przez to błądzenie spóźniliśmy się na wyznaczoną godzinę. Czekanie umilała nam degustacja kawy, a dla tych, którzy akurat nie prowadzą samochodu – także cachaçy. Wszystko wystawione na stoliku, nie trzeba płacić, ale umiar w degustacji wskazany, żeby zostało coś dla kolejnych gości.

Dołączyliśmy do 5-osobowej rodzinki, która pochodziła z Mato Grosso i po prostu zwiedzała swój rodzinny stan. Dostaliśmy buty do pływania i kamizelki, a także każdy z nas musiał zataszczyć na brzeg rzeki swój ponton – na szczęście tylko kilkanaście metrów. Rzeka przypominała polską Krutynię, płynęło się leniwie i z prądem. W pewnym momencie wpłynęliśmy do jaskini – wcześniej przewodnik rozdał latarki, bo bez nich przyszłoby nam płynąć w zupełnej ciemności. Cały spływ pontonami trwał ok. 30 minut i było to bardzo przyjemne i relaksujące doświadczenie. 

Z Duto do Quebó, czyli miejsca gdzie pływaliśmy na tych pontonach, pojechaliśmy na kolejne kąpielisko, tym razem było to Refúgio das Águas. Tutaj poza jeszcze jedną parą, która zresztą zaraz sobie poszła, nie było zupełnie nikogo. Kąpielisko jest położone w środku lasu, wygląda przepięknie, ale niestety nie ma tu żadnej infrastruktury, poza kilkoma drewnianymi stolikami. Ponieważ jest w lesie, można się spodziewać chmar komarów i innych owadów, które tylko czekają aż pojawi się jakiś turysta.

Z Refúgio das Águas pojechaliśmy już do Cuiaby, ponieważ kolejnego dnia rano mieliśmy lot do Florianópolis. Oddaliśmy auto do wypożyczalni, która mieściła się dosłownie 10 metrów od naszego hotelu Slim Cuiabá – celowo zdecydowaliśmy się na Localiza, mając na uwadze tę dogodną lokalizację. Z żalem opuszczaliśmy Mato Grosso. To wspaniały i mało odkryty stan, a my zwiedziliśmy może 20% jego atrakcji. Na pewno chciałabym kiedyś wrócić.

Refúgio das Águas

Refúgio das Águas