
To była kolejna wspaniała podróż, która dostarczyła nam niezwykłych wrażeń. Tym razem odwiedziliśmy stany Mato Grosso i Santa Catarina. Zanim w kolejnych wpisach opowiem o każdym z odwiedzonych miejsc, najpierw kilka ogólnych uwag.
Lotniczy tip, który jakoś przegapiłam
Chociaż nie jestem lotniczym ekspertem, to jednak sporo latam, zarówno prywatnie jak i służbowo. Dlatego nie mogę uwierzyć, że wcześniej nie korzystałam z pewnego udogodnienia, które tym razem znacznie ułatwiło nam życie, a też zaoszczędziło trochę kasy. A mówię teraz o możliwości nadania bagażu podręcznego przy check-inie, czyli dokładnie w miejscu, gdzie oddaje się duże walizki, zanim jeszcze przejdziemy kontrolę bezpieczeństwa.
Do Brazylii już drugi raz polecieliśmy tylko z bagażem podręcznym ze względu na koszty – bagaż rejestrowany nie jest wliczony w cenę biletu i trzeba płacić dodatkowo. Dlatego mamy ze sobą małe plecaczki oraz walizki kabinowe. W tym roku mieliśmy kilkugodzinną przesiadkę w Lizbonie i oczywiście planowaliśmy wyjść na miasto na krótki spacer, kawę i pastela de nata. Spacer z nawet małą walizką nie byłby zbyt wygodny, więc chcieliśmy zostawić bagaże gdzieś w schowku na lotnisku.

Cachoeira Véu de Noiva, Chapada dos Guimarães
Ale okazało się, że tuż przed boardingiem z Warszawy do Lizbony wywołano nasze nazwiska, bo odprawialiśmy się na całą podróż przez internet i widocznie chcieli potwierdzić dane z naszych paszportów. Coś mnie tknęło i od razu zapytałam, czy możemy tu nadać bagaże do São Paulo i okazało się, że tak! Dzięki temu w Lizbonie poszliśmy na spacer tylko z plecakami i nie musieliśmy szukać schowka na walizki i za niego płacić!
Wracając z Brazylii nadaliśmy bagaż od razu w check-inie, bo znowu w Lizbonie wyszliśmy na miasto. Tak samo na lotach wewnętrznych po Brazylii, oddawaliśmy bagaż, żeby go nie ciągnąć ze sobą do kabiny. Oczywiście jest sporo powodów, dla których ludzie nie rozstają się z bagażem podręcznym – na przykład taki, żeby nie czekać na walizki przy taśmie – ale dla nas możliwość oddania bagażu to była duża wygoda i na pewno w przyszłości też będziemy tak robić.
Podróżując po Brazylii
Brazylia jest podzielona na 26 stanów + Dystrykt Federalny ze stolicą w Brasilii. Tak jak niektórzy podróżnicy liczą odwiedzone kraje, tak ja liczę odwiedzone stany w Brazylii. Ta nasza podróż była 13, ale nie ostatnią. Nowym stanem, w którym wcześniej nasza noga nie stanęła, był stan Mato Grosso. Natomiast po wielu latach wróciliśmy do stanu Santa Catarina, żeby poznać go lepiej – wcześniej byliśmy tylko w Balneario Camboriú.
W Mato Grosso, który leży w sercu Ameryki Południowej spędziliśmy tydzień, a kolejne dwa tygodnie w Santa Catarina. W sumie przejechaliśmy wypożyczonymi samochodami ponad 2 tys. km. I jak zwykle niestety nie wszystko udało się zobaczyć. Sam stan Mato Grosso jest trzy razy większy od Polski, więc skupiliśmy się na okolicach stolicy Cuiaby – a jest tam co oglądać! Natomiast nie dotarliśmy do miejsc położonych 500 – 1000 km od Cuiaby, które są przepiękne i znane z wodospadów, na przykład Barra do Garças, Aripuanã czy Tangará da Serra. W Santa Catarina też jest kilka miejsc, które nie znalazły się na trasie, na czele z miasteczkiem Blumenau, które wygląda jakby żywcem przeniesione z Bawarii.
Do tej pory odwiedziliśmy 16 stanów + DF, a zostało nam jeszcze 10 stanów. Na mapie wygląda to tak:
Czy coś nas jeszcze w Brazylii zaskakuje?
W Brazylii czujemy się jak w domu, ale wciąż ten kraj robi na nas niesamowite wrażenie. Jest tyle pięknych rzeczy, malowniczych krajobrazów, niezwykłych spotkań z ludźmi, tyle przygód, które sprawiają, że zawsze chcemy tam wracać.
W tym roku było kilka rzeczy, które trochę mnie zaskoczyły. Pozytywnie: cena reala. Kiedyś przelicznik był w granicach 1 pln = 1 brl. Czasem real był nawet droższy od złotówki, ale w tym roku przelicznik był w granicach 1 pln = 0,66 brl. Chociaż obiektywnie na całą podróż wydaliśmy podobną kwotę, co w poprzednich latach (przeczytaj posta “Ile kosztuje wyjazd do Brazylii w 2024” na temat szczegółowych kosztów), ale miałam wrażenie, że na miejscu płacimy mniej 🙂
Kolejnym zaskoczeniem była pogoda. Brazylia raczej się kojarzy ze słońcem i przeważnie faktycznie tak jest, ale teraz było więcej chmur niż słońca. Przez 10 dni na wybrzeżu nie było ani jednego dnia z bezchmurnym niebem, co lekko mnie zaskoczyło. Nie na minus, bo w Brazylii można śmiało plażować również kiedy jest pochmurnie. Nawet nie używaliśmy w ogóle naszych koszulek przeciwsłonecznych, które w zeszłym roku były noszone codziennie. Jednak deszcz w ogóle nie pokrzyżował naszych planów – porządnie padało tylko raz, w Mato Grosso, gdy już zakończyliśmy większość wycieczek. Przez resztę czasu było pochmurnie, ale nie deszczowo.
Zaskoczyło mnie też, że pierwszy raz w Brazylii włączaliśmy ogrzewanie. Zaskakujące było już samo to, że mieliśmy to ogrzewanie w domku. Było to w Urubici, w górach Serra Catarinense, gdzie jest dość zimno nawet w lecie. Na szczęście grzejnik dobrze się sprawdzał i nie marzliśmy w nocy.

Bombinhas