Huk spadającej wody słychać już z daleka. Ale trzeba podejść bliżej, żeby w pełni doświadczyć tego spektaklu przyrody – zobaczymy nie jeden, a wiele wodospadów, rozpięte nad nimi tęcze, a to wszystko wtopione w bujną zieleń lasu. To właśnie Iguaçu, jeden z cudów przyrody.

Legenda o powstaniu wodospadów

Rzeka Iguaçu płynęła spokojnie, bez progów ani wodospadów. Indianie Guaraní, zamieszkujący jej brzegi, oddawali cześć bogu Tupã i jego synowi M’Boi, który pod postacią węża mieszkał w nurtach rzeki. Składano mu w ofierze najpiękniejsze dziewczęta z wioski.

Pewnego dnia miała zostać złożona w ofierze młoda Naipi. Zakochany w niej wojownik Tarobá, porwał ją i oboje próbowali uciec łódką. Rozwścieczony M’Boi wpłynął między szczeliny ziemi i siłą swoich mięśni stworzył wielki krater, do którego spadały wody rzeki, tworząc wodospad. Naipi została przemieniona w skałę na skraju Diabelskiej Gardzieli, która jest nieustannie obmywana rwącymi nurtami. Tarobá został zmieniony w palmę rosnącą na brzegu rzeki i od tamtej pory aż po wieczne czasy może towarzyszyć swojej ukochanej.

Na granicy dwóch państw

Wodospady leżą na granicy Brazylii i Argentyny, zatem aby w pełni je zwiedzić, trzeba przekroczyć granice państw. Część brazylijska pozwala podziwiać to niezwykłe zjawisko “z dołu”, a argentyńska “z góry”. Panuje odwieczny spór, która część jest ładniejsza i bardziej malownicza. Jest to polemika nierozstrzygalna i nie ma jednej dobrej odpowiedzi – trzeba pojechać, zobaczyć i samemu zdecydować. Dlatego nie powiem, która strona mi bardziej przypadła do gustu, zdradzę tylko, że stojąc na argentyńskim brzegu, spoglądałam tęsknie na drugą stronę gardzieli i bardzo chciałam z powrotem się tam znaleźć, u siebie.

Brazylijczycy zaczęli chronić to niezwykłe miejsce w 1939 r., zakładając tu park narodowy. Argentyńczycy zrobili to kilka lat wcześniej, w 1934 r. Obecnie obydwa parki znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Pięć głównych wodospadów znajduje się po stronie brazylijskiej, a czternaście po argentyńskiej. Rzeczywiście, odwiedzając część argentyńską mamy wrażenie, że za każdym rogiem czeka nowy wodospad, z których najbardziej efektowny jest rzecz jasna ten z Diabelską Gardzielą.

Strona brazylijska

My zaczęliśmy pobyt w Iguaçu od strony brazylijskiej. Z miasta można się tu dostać autobusem – wysiadamy na pętli i od razu trafiamy do długiego ogonka kolejki do kasy. Ale nie ma się co przejmować, ogonek posuwa się szybko, nad wszystkim czuwają koordynatorzy, którzy wskażą wolną kasę. Można płacić gotówką lub kartą. Zaraz za wejściem wsiadamy do autobusu, który wiezie turystów przez bujny las do pierwszego punktu widokowego, skąd dalej już poruszamy się piechotą. Jeśli ktoś wykupił wycieczki (kajaki, rejs łodzią pod wodospad czy inne) wysiada wcześniej.

Pierwszy taras, z którego widać wodospady, jest zawsze oblegany, bo to pierwsze spotkanie z tym cudem przyrody i wszyscy są pod wielkim wrażeniem. My akurat zobaczyliśmy tam tęczę. Potem okazało się, że to bardzo często spotykane zjawisko na terenie parku. Stamtąd idzie się dobrze oznakowaną trasą, która przechodzi w kładkę i umożliwia dotarcie do wodospadów praktycznie na wyciągnięcie ręki. A nawet nie trzeba jej wyciągać, to wodospad sam nas dosięgnie i zmoczy. Przed wejściem na kładkę można kupić płaszcz przeciwdeszczowy, jeśli ktoś chce uniknąć prysznica.

Cała brazylijska część jest do zwiedzenia w 2-3 godziny, niespiesznym tempem. Na pożegnanie można udać się do małej kafejki na kawę i przekąskę. Stoliki oczywiście na powietrzu, z widokiem na rzekę Iguaçu, zanim jeszcze stanie się wodospadem. Powrót do wejścia parku autobusem.

Park Ptaków i Elektrownia Itaipu

Zostajemy jeszcze po brazylijskiej stronie, chociaż już wychodzimy z Parku Narodowego. Trzeba teraz cofnąć się kilka kroków do głównej ulicy, skąd już widać wejście do Parku Ptaków, nie można przegapić tego miejsca! Park Ptaków (Parque das Aves) to spora przestrzeń, na której znajdziemy liczne gatunki tropikalnych ptaków. Część z nich jest w klatkach, ale całkiem sporo lata swobodnie po lesie, przysiada na drewnianych żerdziach i wręcz zachęca do wspólnego zdjęcia. To fantastyczne miejsce, żeby znaleźć się jeszcze bliżej przyrody.

Kolejnym miejscem, które warto odwiedzić po brazylijskiej stronie jest hydroelektrownia Itaipu, to znaczy “śpiewający kamień”. Jest wspólnym brazylijsko-paragwajskim przedsięwzięciem i zaopatruje w energię obydwa kraje. Itaipu nie leży w pobliżu wodospadów, a wręcz po drugiej stronie miasteczka, ale jeździ tam miejski autobus i ma przystanek tuż przed wejściem. Elektrownią byłam trochę rozczarowana, bo nastawiłam się na widok potężnych strumieni wodnych, a niestety śluzy były zamknięte i żadnej wody tam nie było, z wyjątkiem ogromnego zbiornika retencyjnego. Jednak uważam, że jeśli już ktoś dotarł do Foz do Iguaçu, to nie zaszkodzi zwiedzić też Itaipu, niejako przy okazji.

Strona argentyńska

Kolejny dzień poświęciliśmy w całości na stronę argentyńską wodospadów. Można tam dojechać miejskim autobusem albo wziąć wycieczkę jednodniową w agencji, która nas zawiezie, przywiezie i wręczy bilet do parku. Wybraliśmy tym razem drugą opcję. W obydwu przypadkach ważne, żeby wziąć ze sobą kartę wjazdu do Brazylii (cartão de entrada), bo przecież będziemy przekraczać granicę i trzeba ją oddać (wracając, dostajemy nową). Potrzebny też będzie paszport, do którego celnik wbija niebieską pieczątkę – ładnie się komponuje na tle szarych brazylijskich 🙂

Argentyńska część wodospadów jest bardzo rozległa i zwiedza się ją cały dzień z mapą w ręku, bo nie tyle można zabłądzić, co przegapić niektóre atrakcje. Największą atrakcją jest Diabelska Gardziel (hiszp. Garganta del Diablo, port. Garganta do Diabo), do której dostajemy się parkowym pociągiem, a następnie kładką przez rozlewiska. Z kładki podziwiamy malownicze widoki oraz pluskające się w dole krokodyle. Potem słychać szum spadającej wody, a później już coraz głośniejszy huk. Naszym oczom ukazuje się spieniona kipiel i masy wody, spadające z łoskotem w dół. Nie chciałabym znaleźć się w tej gardzieli, to nawet z daleka wygląda przerażająco. Ludzie stoją na tarasie widokowym tuż nad samą gardzielą, jedną ręką pstrykając zdjęcia, a drugą osłaniając się od lejących się strumieni wody. Nie ma szans wyjść stamtąd suchym. Oraz nie ma szans, żeby nie być absolutnie zauroczonym i oszołomionym urodą i potęgą przyrody.

W porównaniu z Diabelską Gardzielą, pozostałe wodospady wydają się bardzo grzeczne i niegroźne. Przez resztę dnia spacerujemy po parku, robiąc zdjęcia i chłonąc niezwykłą magię tego miejsca. Jeśli ktoś chce wrócić, to na wizytę następnego dnia dostanie 50% zniżki, tak piszą na argentyńskiej stronie internetowej parku.

Kilka faktów

Nazwa parku Iguaçu w języku Indian tupi guarani oznacza “wielka woda”. Wodospady zostały uformowane przez rzekę Iguaçu w odległości 18 km przed jej ujściem do Parany. Najwyższe spadki sięgają 80 m, a formacja geologiczna powstała ok. 150-200 mln lat temu. Najwięcej wody (nawet 8,500 m3/sekundę) przepływa przez ten teren i daje najbardziej spektakularne efekty w okresie od października do marca – zdarza się, choć rzadko, że w czasie gwałtownych powodzi park jest zamykany na kilka dni. Szerokość parku po stronie brazylijskiej wynosi 800 m, po stronie argentyńskiej 1900.

Jak dojechać

Park Narodowy jest położony w głębi stanu Paraná na południu kraju, ok. 700 km na zachód od stolicy stanu Kurytyby. Lot z Kurytyby do miasteczka Foz do Iguaçu zajmuje godzinę, a lotnisko w Foz jest niewielkie i obsługuje chyba głównie turystów. Przyjmuje rzecz jasna loty także z innych krajowych lotnisk, a także loty z peruwiańskiej Limy. My lecieliśmy z Kurytyby.

Dla wytrwałych możliwy jest dojazd autobusem, z Kurytyby jedzie się ok. 11 godzin, cena biletu to ok. 170 reali. Z Rio podróż zajmuje całą dobę w cenie ok. 300 reali. Polecam kupić jednak bilet na samolot, z wyprzedzeniem.

Z lotniska do miasteczka Foz do Iguaçu dojeżdża miejski autobus, ale my wzięliśmy taksówkę. W 2014 r. kurs z lotniska do miasta kosztował 50 reali. Po drodze mijamy park narodowy.

Ile czasu na miejscu

My byliśmy 2 pełne dni, nie licząc dnia przyjazdu i wyjazdu. Wystarczyło w zupełności: jeden dzień na stronę brazylijską, Park Ptaków i hydroelektrownię Itaipu, drugi cały dzień na stronę argentyńską. Dodatkowy dzień może się przydać, jeśli planujecie wycieczkę do Paragwaju na zakupy. Jednak od wielu osób, które tam były w tym celu, słyszałam że to żadna atrakcja i można sobie spokojnie darować. Ale to już indywidualna decyzja.

Gdzie się zatrzymać

Najlepiej rzecz jasna na terenie parku! Trzeba mocno trzymać się za kieszeń, bo nocleg w pięciogwiazdkowym Belmond Hotel das Cataratas kosztuje co najmniej 1100 reali za noc. W tej cenie nie tylko hotelowe luksusy, ale także możliwość zwiedzania parku o dowolnej porze, także poza oficjalnymi godzinami otwarcia.

A gdy już zejdziemy na ziemię, w miasteczku Foz też da się znaleźć kilka sensownych opcji. Myślę, że dla wprawionych podróżników, a inni do Brazylii na własną rękę nie jeżdżą, obsługa booking.com czy innego hotelowego serwisu nie stanowi problemu. Dlatego nie podaję tu konkretnych opcji. My mieszkaliśmy w polecanym hostelu Pousada El Shaddai, gdzie za 3 noce zapłaciliśmy 267 reali (314 zł). Mogę polecić, gdyby ktoś się nie mógł zdecydować.

Więcej informacji

  • Strona internetowa parku (po portugalsku) 
  • Wikitravel (po polsku), skąd też wzięłam legendę o powstaniu wodospadów – jako że artykuł na wiki także mojego autorstwa, to mi wolno 🙂  
Wodospady Iguacu
Wodospady Iguacu