Bahia nigdy się nie nudzi, możemy tam wracać nieskończoną ilość razy, a i tak będzie zachwycać i urzekać swoim pięknem. Tym razem odwiedziliśmy Porto Seguro, Trancoso i Arraial D’Ajuda. 

Porto Seguro – tu wszystko się zaczęło

Napisałam, że tu wszystko się zaczęło – dla nas, czyli Europejczyków. Bo właśnie w te okolice dopłynął oficjalny odkrywca Brazylii, Portugalczyk Pedro Alvares Cabral w 1500 roku. Kwestią sporną jest to, czy stało się to celowo czy nie – zainteresowanych odsyłam do tego wpisu. My na pewno nie pojawiliśmy się tam przypadkowo. Było to z premedytacją zaplanowane.

Nasz samolot wystartował z Belo Horizonte o 8.30 rano i po ok. 1,5 godzinach lotu wylądowaliśmy w upalnym i słonecznym Porto Seguro. Po wyjściu z terminala trafiliśmy prosto do stoiska naszej wypożyczalni Foco, gdzie czekała sympatyczna pracownica, kierująca nas do auta, które błyskawicznie zabrało nas do biura Foco. Zupełnie inne, znacznie lepsze doświadczenie niż w Belo Horizonte, gdzie na lotnisku nie mogliśmy się doszukać pracowników ani transportu z tej samej wypożyczalni.

Formalności związane z wypożyczeniem auta również były znacznie bardziej ograniczone i trwały krócej niż w BH. Już po kilkunastu minutach odebraliśmy kluczyki do Volkswagena Passata, co miało być ukłonem w stronę klienta, bo rezerwowaliśmy samochód z niższej grupy, a tu dostaliśmy teoretycznie lepsze auto w niższej cenie. Prosto z wypożyczalni ruszyliśmy w stronę przystani, skąd czekała nas przeprawa pływającą platformą (balsa) do Arraial D’Ajuda, skąd wybieraliśmy się dalej na południe, do Trancoso. 

Porto Seguro

Balsa

Wyobrażałam sobie przeprawę przez ujście rzeki Buranhém jako coś w rodzaju przygody. Jadąc zatłoczonymi uliczkami centrum historycznego Porto Seguro byłam ciekawa, jak to wygląda. A na początku wyglądało to tak, że ujrzeliśmy długi rządek samochodów, które wyglądały na zaparkowane. Ale nie! To była kolejka do balsy. Kolejka stała w miejscu i w ogóle nie podjeżdżała. To był ostatni moment, aby zawrócić i objechać ujście rzeki, nadkładając ok. 70 km, ale twardo ustawiliśmy się na końcu kolejki.

Oczekiwanie na wjazd na balsę trwało ponad 2 godziny. Jedynymi osobami, które skorzystały na tym mega korku byli sprzedawcy napojów, przekąsek, losów na loterię oraz wszystkiego, co dało się oferować umęczonym kierowcom. Dla nas wytchnieniem był widok na ocean, rozciągający się po naszej lewej stronie. Gdy w końcu dotarliśmy do punktu poboru opłat za wjazd na balsę, byliśmy wyczerpani tym czekaniem i upałem. Opłata za auto wynosi 20 reali (listopad 2023) plus 5 reali za pasażera, płatność gotówką lub kartą debetową.

Wjazd jest równie chaotyczny, jak wszystko w Bahia, ale w tym chaosie jest jakaś metoda i należy podchodzić do całej sytuacji ze spokojem i wyrozumiałością. Pracownicy przystani próbują jakoś kierować ruchem, ale trzeba być asertywnym i pilnować swojej kolejki wjazdu, bo wszyscy czyhają, żeby się wepchnąć. W końcu mamy to! Parkujemy na platformie w gąszczu innych aut, motorów i pieszych. Po ok. 15 minutach zjeżdżamy z balsy po drugiej stronie rzeki i ruszamy do Trancoso.

Balsa

Quadrado, Trancoso

Trancoso

Trancoso

Trancoso to niewielka miejscowość, położona na wzgórzu i otoczona wieloma urokliwymi plażami. Miejsce to jest modne wśród brazylijskich celebrytów i uważane za najbardziej trendy w okolicy. Nasza pousada Pandoro znajdowała się w samym centrum miasta, blisko do Quadrado – czyli miejsca pełnego barów i restauracji, gdzie toczy się życie nocne. Na terenie Quadrado jest też punkt widokowy na ocean i okoliczne plaże. Widok zapiera dech w piersiach, ale trzeba mieć świadomość, że aby dotrzeć do pięknych miejsc które widzimy, trzeba się trochę nachodzić i nie jest to droga po płaskim.

Pierwsze dni w Trancoso spędziliśmy poznając plaże: Praia dos Coqueiros i Praia dos Nativos. Obydwie z dobrą infrastrukturą i barami, gdzie można spędzić cały dzień, sącząc napoje i drinki oraz delektując się pyszną kuchnią. Wśród dań króluje moja ulubiona moqueca. Ceny w menu są kosmiczne i trzeba się liczyć z wydatkiem ok. 300 reali za 2 osoby dziennie i to bez szaleństw (listopad 2023). No ale co robić, na wakacjach nie wolno siedzieć głodnym.

Z Trancoso można dojść plażą do Arraial D’Ajuda i jest to kilkugodzinny spacer, możliwy tylko podczas odpływu. My wybraliśmy się na przechadzkę gdy woda nie była jeszcze maksymalnie cofnięta, dlatego po ok. 1,5 godzinach dotarliśmy do skał, o które rozbijały się fale i stamtąd trzeba było zawrócić. Pomimo tego spacer plażą i przedzieranie się przez strumyki wpadające do oceanu były fajną przygodą.

W okolicach Trancoso jest plaża Praia do Espelho, która reklamuje się jako jedna z najpiękniejszych w Brazylii. Jest otoczona malowniczymi klifami, a podczas odpływu ocean odsłania rafy, gdzie można spacerować, brodzić w płytkiej wodzie lub snorklować. Pojechaliśmy tam samochodem na cały dzień i rzeczywiście było pięknie. Szkoda, że nie ma punktów widokowych z góry klifów na ocean, bo to dopiero musi być wspaniały widok.

Praia do Espelho

Idziemy plażą do Arraial

Takie widoki w drodze do Arraial

Arraial D’Ajuda

Pobyt w Bahia podzieliliśmy pomiędzy Trancoso a Arraial, aby przy okazji pozwiedzać okolice obydwu tych miasteczek. Dużo lepsze wrażenie zrobiło na mnie Arraial. Historyczne centrum jest po prostu urocze (na czele z ulicą Mucugê), wiele klimatycznych restauracji, barów, a na głównym placu stoiska z przekąskami i drinkami. Co więcej, w Arraial są sklepy z pamiątkami, których w Trancoso jest jak na lekarstwo. A z punktu widokowego przy małym kościółku – zwanym Mirante das Fitas z powodu dużej ilości zawiązanych tu wstążek – rozciąga się widok na ocean.

W Arraial d’Ajuda zatrzymaliśmy się w pousadzie Porto do Meio, prowadzonej przez sympatycznego Szwajcara. Peter kupił tu ziemię jakieś 40 lat temu i wybudował domki w ogrodzie, wynajmowane przez gości. Ta pousada leży tylko kilka kroków od plaży i znajduje się bezpośrednio przy drodze prowadzącej na balsę. Natomiast do historycznego centrum trzeba dojść jakieś 1,5 km. Całe dnie spędzaliśmy w plażowych barach, nieco opustoszałych poza sezonem. A wieczorami wychodziliśmy do centrum Arraial na kolację i buszowanie po sklepach z pamiątkami.

Nie jest to Selaron, ale urocze schody w Arraial

Rua Mucugê w Arraial

Powrót do São Paulo

W dniu naszego wyjazdu zastanawialiśmy się nad tym, w jaki sposób najlepiej będzie dojechać na lotnisko. Mieliśmy wciąż w pamięci długie godziny w kolejce na balsę. Okazało się jednak, że tym razem czekaliśmy tylko 15 minut i już wkrótce przedostaliśmy się do Porto Seguro, gdzie sprawnie zwróciliśmy samochód i odwieziono nas na lotnisko, 3 godziny przed czasem.

Lokalne lotnisko jest małe i wszyscy czekają w głównym terminalu na wywołanie swojego lotu, aby dopiero wtedy udać się do kontroli bezpieczeństwa, a stamtąd bezpośrednio do bramki. Wracaliśmy do São Paulo z przesiadką w Belo Horizonte, gdzie okazało się, że nasz samolot jest opóźniony – z powodu burzy i ulewy zarówno w São Paulo jak i Rio de Janeiro, wszystkie loty do tych dwóch miast zanotowały kilkugodzinne opóźnienia. Zatem dopiero późnym wieczorem dotarliśmy do hotelu w São Paulo. 

Jako ciekawostkę wspomnę jeszcze, że siedząc w terminalu na lotnisku w Porto Seguro odebrałam maila z KLMu, że nasz lot powrotny do Europy kolejnego dnia został odwołany. Możnaby powiedzieć, że nie mieliśmy szczęścia do lotów podczas tej wycieczki do Brazylii, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki KLMowi spędziliśmy w São Paulo dodatkowy dzień, a po powrocie do Polski dostaliśmy odszkodowanie za odwołany lot. Tak to można podróżować 🙂

Plażowy zestaw: kokos i sok z marakui

Punkt widokowy w Trancoso

Caraiva – to nas ominęło

Na południe od Trancoso leży mała miejscowość Caraiva, którą przewodniki wymieniają jako “must see” w regionie – miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić. Jak widać niekoniecznie, bo my je świadomie pominęliśmy. Caraiva cieszy się sławą miejsca nieskażonego cywilizacją, gdzie czas się zatrzymał. Oznacza to, że dotarcie tam nie jest proste, a przede wszystkim jest drogie – z Trancoso jedzie się drogą gruntową na parking, skąd czeka nas przeprawa łódką do wioski. Parking i przeprawa słono kosztują, a do tego trzeba doliczyć opłatę za “wstęp” do Caraiva. 

Mając na wyciągnięcie ręki wiele innych atrakcji w okolicy, postanowiliśmy zrezygnować z Caraiva. Może to błąd, który nadrobimy podczas którejś z kolejnych podróży.

Moqueca, moje ulubione danie z Bahia