Na wybrzeżu stanu Pernambuco leży niewielkie miasteczko, którego ulice opanowały kury. Porto de Galinhas znaczy dosłownie “Port kur”, a w świadomości Brazylijczyków i zagranicznych turystów zapisało się przede wszystkim jako miejsce na idealne wakacje.

“Nowe kury w porcie!”

Aby wyjaśnić niecodzienną nazwę miasta, należy cofnąć się o kilkaset lat, do czasów niewolnictwa. Stan Pernambuco w okresie kolonialnym był centrum upraw trzciny cukrowej, a na plantacje dostarczano niewolników w wielkich ilościach. Część statków niewolniczych, zwłaszcza tych, które chciały ukryć się przed urzędnikami z Recife, przybijało do brzegów niewielkiego portu na południe od stolicy stanu, zwanego wówczas Porto Rico. Ten proceder był kontynuowany nawet wtedy, gdy handel niewolnikami w Brazylii został zakazany.

Prawo zakazujące przywożenia nowych niewolników z Afryki do Brazylii zostało przeforsowane pod wpływem Wielkiej Brytanii w 1831 roku, jednak handlarzy nie odstraszyło nawet ryzyko zarekwirowania statków płynących przez Atlantyk z (nie)ludzkim ładunkiem. Port w Recife był już “spalony” dla nowych dostaw, ale te wciąż docierały do Porto Rico. Za każdym razem, gdy do portu wpłynął nowy statek z niewolnikami, ogłaszano, że “są nowe kury w porcie”. Dla wszystkich zainteresowanych była to jasna wiadomość, że dostarczono niewolników na plantacje. Odwołanie do kur nawiązywało do perlicy zwyczajnej (po portugalsku: galinha-d’angola) oraz do faktu, że zarówno perlice jak i niewolnicy pochodzili z Angoli.

I takim oto sposobem Porto Rico przekształciło się w Porto de Galinhas, pod którą to nazwą istnieje do dziś.

Kury, rafy koralowe i naturalne baseny

Dzisiaj wspomnieniem dawnych czasów są rzeźby i figurki kur, które można spotkać w mieście na każdym kroku. Postaciami kur oznaczane są sklepy, restauracje i punkty usługowe. W sklepach z pamiątkami również króluje kura: magnesy na lodówkę, breloki do kluczy, obrazki, figurki – wszystko z wizerunkiem kury. Przemysł turystyczny sprytnie przekuł niechlubną przeszłość miasta w magnes dla odwiedzających. Ludzie chętnie robią sobie zdjęcia z fantazyjnymi rzeźbami kur, a także kupują kurze pamiątki.

Jednak kury i związana z nimi historia to nie wszystko, co ma do zaoferowania Porto de Galinhas. Położone 70 km na południe od Recife, regularnie bierze udział w wyścigu o miano najpiękniejszej brazylijskiej plaży i nie bez powodzenia. Cały region Nordeste słynie z rajskich plaż ze złotym piaskiem, malowniczych palm kołyszących się na wietrze i lazurowego oceanu. Porto de Galinhas wie o tym, że nie jest jedynym posiadaczem takiego krajobrazu, dlatego stara się przyciągnąć turystów czymś innym i wyjątkowym: naturalnymi basenami (piscinas naturais).

Naturalne baseny tworzą się na rafach koralowych podczas odpływu. Można wtedy podziwiać uwięzione w zbiornikach kolorowe rybki, brodzić w płytkiej wodzie z dala od brzegu. Miejsc, gdzie występują naturalne baseny jest w Brazylii wiele, ale Porto de Galinhas wypromowało się w taki sposób, że hasło “piscinas naturais” u wielu Brazylijczyków przywołuje automatyczne skojarzenie z tym właśnie miejscem.

Elementem przygody związanej z basenami jest krótki rejs jangadą, czyli łódką, którą rybacy używali dawniej do połowu ryb, a dzisiaj raczej do “łowienia” i transportu turystów. Ławica kolorowych jangad wyrusza z plaży w porze odpływu, przewożąc turystów na baseny, a gdy poziom morza się podnosi, zabiera ich z powrotem na brzeg. W tym rytuale ważne są rzecz jasna pory pływów morskich, dlatego każda szanująca się pousada w Porto de Galinhas wywiesza w recepcji tabelę z pływami, aby nieświadomy turysta broń Boże nie przegapił wyprawy na baseny.

Malownicze Pernambuco i okolice

Atutem Porto de Galinhas, poza przedstawionymi już naturalnymi basenami, są jego okolice. Chociaż miasteczko posiada własną plażę, to okoliczne plaże są daleko bardziej malownicze. Na te najbliższe można dostać się znanym w całym Nordeste środkiem turystycznej lokomocji, czyli samochodzikiem buggy. Jazda nim to wielka frajda, bo mknie po plażach, wydmach, przecina niewielkie strumyki i przybrzeżne fale.

Na południowym krańcu stanu Pernambuco leży jedna z najpiękniejszych plaż, jaką można sobie wyobrazić – Praia dos Carneiros. Uroku dodaje jej mały malowniczy kościółek, idealnie wkomponowany w palmowy zagajnik. Plaża niemal przylega do miejscowości Tamandaré, która może posłużyć jako baza noclegowa i punkt wypadowy do dalszej podróży na południe, do stanu Alagoas. Warto przekroczyć granice stanów chociażby po to, aby odwiedzić miasteczko Maragogi, które również reklamuje się naturalnymi basenami, ale jest znacznie spokojniejsze niż oblegane Porto de Galinhas.

Informacje praktyczne

Jak dotrzeć do Porto de Galinhas: Najbliższe lotnisko jest w Recife, docierają tam samoloty z Europy, ewentualnie samoloty brazylijskich linii po przesiadce na jednym z lotnisk krajowych. Z Recife do Porto de Galinhas wypożyczonym samochodem, taksówką, przez agencję turystyczną lub autobusem. My podróżowaliśmy taksówką w 4 osoby, co kosztowało nas łącznie 150 reali.

Gdzie się zatrzymać: W mieście jest niezliczona ilość pousad na każdą kieszeń. My mieszkaliśmy tu: http://www.pousadamoradaazul.com.br/

Co zwiedzić: Naturalne baseny (koszt jangady to ok. R$ 30) oraz okolice. Plaże: Carneiros, Calhetas, Tamandaré i Maragogi. Będąc w Recife warto zwiedzić miasto oraz bliźniaczą Olindę, która moim zdaniem jest znacznie ciekawsza ze względu na niepowtarzalny kolonialny klimat, kolory i zabytki. Polecam wykupienie jednodniowych wycieczek w agencjach w mieście, które są o wiele tańsze niż w pousadzie, a docierają dokładnie w te same miejsca.

Co jeść: Nordeste to królestwo ryb i owoców morza. W Pernambuco nie braknie miejsc, gdzie możemy spróbować świeżych dań. Najlepiej wspominamy tapiokę, serwowaną na słodko i słono, a także najlepszą na świecie caipiroskę z marakui, sprzedawaną z ulicznego stoiska przy placu Praça da Sé w Olindzie.

Pamiątki: W Porto de Galinhas koniecznie zakupić coś związanego z kurami. My przywieźliśmy magnesy, zawieszki do samochodu i breloki do kluczy. W Olindzie kolorowe parasolki, używane podczas regionalnego tańca maracatu. Poza tym jak zwykle w Brazylii kolorowe pareo oraz havaianasy w pernambukańskie wzory.

Zdjęcia: Ania Borysewicz