Fawele widać niemal z każdego miejsca w Rio de Janeiro: z plaży, z punktów widokowych, z luksusowych dzielnic. Książka „Miasto gangów” Łukasza Czeszumskiego pozwala poznać świat faweli, bez ryzykownych wypraw na wzgórza.

Wzgórza i wszystko co pod nimi

Morro i asfalto to pojęcia nieodłącznie związane z Cidade Maravilhosa, Cudownym Miastem Rio de Janeiro. To nie tylko określenia na „wzgórza” i tego co niżej pod nimi, ale przede wszystkim opis dwóch rzeczywistości, znajdujących się na dwóch przeciwległych biegunach życia miasta. Wzgórza-morro to fawele, które wprawdzie widzimy, ale nie należy tam chodzić. Takie jest moje zdanie i stanowczo odradzam wszelkie wycieczki do faweli bez odpowiedniego przygotowania, a najlepiej wcale. Asfalto to obszar, po którym poruszamy się jako turyści – plaże, dobre dzielnice Południowej Strefy Zona Sul, zabytki.

Nie da się przeoczyć ani zignorować morros oraz ich mieszkańców. Najpierw stykamy się z nimi w postaci przerażających statystyk dotyczących liczby morderstw w brazylijskich miastach. Od razu pojawia się pytanie, z którym stykam się bardzo często: czy w Brazylii jest bezpiecznie? Moja odpowiedź w TYM ARTYKULE. Chociaż statystyki zabójstw dotyczą głównie świata wzgórz, to jednak nie pozostaje on bez wpływu na całe miasto i dobrze jest zdawać sobie sprawę nie tyle z faktu istnienia faweli (bo to można dostrzec gołym okiem), ale przede wszystkim spróbować zrozumieć co tam się dzieje i dlaczego.

Gdzie jest prawdziwe Rio?

A po co mamy próbować to zrozumieć? Bo bez tego nie da się zrozumieć Brazylii. Fawele to nie tylko przemoc, która wylewa się ze wzgórz i może dotknąć turystę na Copacabanie. Fawele są źródłem inspiracji dla brazylijskiej kultury, literatury, filmu, muzyki. Narodził się tam baile funk, rodzaj muzyki opiewającej tráfico (przemyt i handel narkotyków), typowej dla wzgórz Rio de Janeiro. Najlepsze szkoły samby, które podziwiamy podczas karnawału, mają swoje siedziby na wzgórzach – tegoroczna zwyciężczyni z Sambodromu Mangueira wywodzi się z faweli o tej samej nazwie. Poznając historię powstania i rozwoju faweli, można lepiej poznać historię i społeczeństwo Brazylii. Wielu z favelados to mieszkańcy dotkniętych suszą regionów Północnego Wschodu (Nordeste), którzy przybyli do Rio w poszukiwaniu lepszego życia, a nowe mieszkanie znaleźli na wzgórzach.

Czasem spotykam się z opinią, że to, co widzą turyści w Zona Sul, to nie jest prawdziwe Rio. Albo życie bogaczy w luksusowych enklawach to też nie jest prawdziwe oblicze miasta. A moim zdaniem Rio i Brazylia mają wiele twarzy i każda z nich jest tak samo prawdziwa. Zarówno fawele, jak i malownicze plaże to jest to samo miasto. Chodzi jednak o to, aby zdawać sobie sprawę z tego, że Rio jest wielowymiarowe, nawet jeśli nie poznamy na własnej skórze wszystkich jego wymiarów. Dlatego warto sięgnąć po „Miasto gangów”, aby patrząc na fawele wiedzieć o co tam chodzi i jakie procesy nimi rządzą.

Narodziny gangów

Przemoc nie zawsze była nieodłącznym elementem codziennego życia Rio de Janeiro. Pojawiła się tam w tak dużej skali w latach 80-tych wraz z falą narkotyków, jaka zalała miasto. We wspomnieniach starszych cariocas, czasy przed tą falą wydawały się wręcz sielskie, gdy na wzgórzach nie było gangów, a w niżej położonych częściach miasta wznoszono drewniane chatynki, przy których pasły się domowe zwierzęta. Potem nadeszły czasy masowej konsumpcji narkotyków, w które zaopatrywano się u trafikantów ze wzgórz. Narodziły się potężne organizacje przestępcze, które rywalizowały między sobą o wpływy, a także walczyły z policją. Największe rioskie gangi takie jak Comando Vermelho (CV) czy Amigos dos Amigos (ADA) rozdają karty do dzisiaj, nawet jeśli ich szefowie wydają rozkazy zza więziennych krat. Ich władza sięga daleko poza Rio, a konflikty doprowadziły do krwawych jatek w odległych od Rio więzieniach w Amazonii czy Nordeste oraz zdestabilizowały niedawno sytuację w stanie Ceará.

Gangi są okrutne i bezwzględne, chociaż zdaniem wielu favelados, z którymi rozmawiał Łukasz Czeszumski, i tak są lepsze od policji. Bo po gangach przynajmniej wiadomo czego się spodziewać, ich szefowie dbają o ład w fawelach, nie atakują lokalnych mieszkańców i zaprowadzają porządek nawet w sąsiedzkich sporach. Podchodzę nieco sceptycznie do takich deklaracji, bo jakiej sprawiedliwości można się spodziewać po żądnych zysku i uzbrojonych po zęby traficantes, którzy zanim wysłuchają do końca obu stron, już trzymają palec na spuście? Zatem jeśli przyjmiemy, że favelados wolą nawet taką sprawiedliwość od interwencji przedstawicieli prawa, to jaki obraz reprezentują policjanci?

Policja i trafikanci

Policja, zwłaszcza wojskowa (Policia Militar – PM) wzbudza w favelados paniczny strach. Relacje przedstawione w książce potwierdzają to, co mówią także inne źródła: mieszkańcy faweli uważają policję za większe zagrożenie niż gangi. Podczas interwencji policyjnych nikt nie może czuć się bezpieczny – mowa tutaj nie o traficantes, ale o zwykłych mieszkańcach faweli, którzy z przemytem nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego. Giną niewinni ludzie, nie tylko od zabłąkanych kul, ale także od tych celowo wystrzelonych w ich kierunku. Wystarczy, że ktoś wydaje się podejrzany, aby na wszelki wypadek go zastrzelić. Policja na wzgórzach Rio prowadzi wojnę przeciwko gangom, realizując niezwykle nieskuteczną politykę władz, która głosi, że „dobry bandyta to martwy bandyta”. Ta wojna trwa od wielu lat i pomimo ogromnej determinacji i brutalności, nie przynosi efektów.

Co zatem przyniesie efekty? Gdyby znano odpowiedź na to pytanie, zapewne problem przemocy w Rio dawno by zniknął. Przed Olimpiadą i Mundialem próbowano zaprowadzić porządek w faweli innymi sposobami niż brutalna siła – poprzez pacyfikację. W fawelach zainstalowano pokojowo nastawionych policjantów, którzy mieli współpracować z lokalnymi mieszkańcami. Na wzgórzach na pewien czas zapanował spokój, zawitali tam turyści, uciekli trafikanci. Na temat tego krótkiego czasu spokoju, zdania favelados również są podzielone. Jedni ubolewają, że pacyfikacja się skończyła, inni żałują, że w ogóle do niej doszło. Faktem jest jednak, że okazała się nieskuteczna.

Milicje sieją postrach

Sami policjanci również stanowią zwierzynę łowną dla gangsterów. Do zawodu policjanta lepiej się nie przyznawać nie tylko przed sąsiadami, ale nawet w banku. Młodzi chłopcy, wstępujący do policji pełni ideałów, po krótkim czasie tracą złudzenia, zwłaszcza wobec braku środków nawet na pensje. Oraz zatrważającego poziomu korupcji w policji. Nawet elitarny oddział policyjny BOPE nie jest odporny na korupcję. Więcej o tej jednostce można się dowiedzieć ze świetnego filmu „Tropa de Elite” (polskie tłumaczenie: Elitarni).

Zjawiskiem ostatnich lat jest pojawienie się złowrogich milicji, czyli nieformalnych grup składających się z byłych policjantów, którzy deklarują, że wobec bezsilności władz, sami zaprowadzą porządek w fawelach. Tymczasem zdaniem favelados, milicje są gorsze niż trafikanci i policjanci razem wzięci. Nie stosują żadnych reguł, są brutalne i mają kontakty w szeregach policji i polityków. Tak szerokich koneksji nie posiadają nawet gangsterzy.

Brak perspektyw

Świat gangów narkotykowych w Rio ma kilka filarów, z których najważniejszymi są: powszechne użycie narkotyków w społeczeństwie, żądza krociowych zysków, korupcja na każdym szczeblu władzy, a także beznadzieja życia młodych ludzi w faweli. Wobec braku alternatyw, przystępują do gangów, które chętnie ich przyjmują w swoje szeregi. W odróżnieniu od innych pracodawców poza wzgórzami. Młodzi chłopcy z faweli są podejrzani poza morro. Zazwyczaj nie mają żadnego wykształcenia, więc tym trudniej im skutecznie szukać pracy. A don narkotykowy nie pyta, czy umiesz czytać, ale czy umiesz strzelać, a tego można szybciej się nauczyć niż alfabetu.

Książka „Miasto gangów” prowadzi czytelnika przez wąskie uliczki na wzgórzach, gdzie toczy się normalne życie. Ludzie idą do pracy, robią zakupy w lokalnych sklepikach, tańczą sambę, chadzają na imprezy baile funk. Nieodłącznym elementem tego krajobrazu są też uzbrojeni młodzi chłopcy, przesiadujący na rogach ulic i sprzedający narkotyki. Wpisane w codzienność mieszkańców są naloty policji, strzelaniny, ryzyko utraty życia. Niełatwo wyrwać się z tego środowiska, ale ku pokrzepieniu serc autor przytacza historie ludzi, którym się to udało. Prowadzą szczęśliwe, choć skromne życie. Są optymistycznym dowodem na to, że nawet w mieście gangów istnieje świat poza trafikiem.

Dziękuję agencji Empemedia i wydawnictwu CL Media za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

O życiu narkotykowego bossa Nema przeczytacie w książce „Nemezis”, a TUTAJ jej recenzja.