Unia Europejska jest trzecim światowym importerem brazylijskiego mięsa. Mięsa, które pozyskuje się m.in. z wylesianych terenów Amazonii. Zabierając głos w słusznej obronie lasu deszczowego, musimy mieć świadomość globalnych zależności, które mogą nie być dla nas wygodne.

Europejski neokolonializm?

Prezydent Jair Bolsonaro zarzucał Europie neokolonializm. Mówił, że kraje zachodnie najpierw wycięły własne lasy, a teraz chcą zahamować rozwój gospodarczy Brazylii, próbując zabronić jej tego samego. Tak jakby Zachód chciał zatrzymać Brazylię w gronie zacofanych krajów. Głosy przeciwko zarozumiałej Europie pojawiają się nie tylko z ust prezydenta. Nawet w najbardziej odległych zakątkach Brazylii można zobaczyć wyblakłe napisy na odrapanych budynkach – hasła, które sprzeciwiają się arogacji Zachodu wobec Brazylii. Podczas gdy ten zarozumiały zachodni świat wciąż łaknie brazylijskich produktów.

Naukowczyni Carina Zell-Ziegler z niemieckiego Öko-Institut, instytutu badawczego na rzecz badań nad środowiskiem uważa, że Europa ma powody, aby uderzyć się w piersi w związku z klęską ekologiczną, jaką jest wylesianie Amazonii. W 2018 roku Unia Europejska była trzecim, po Chinach i Hongkongu importerem brazylijskiego mięsa. A jak wiadomo, Amazonia jest wypalana i karczowana głównie dlatego, aby uzyskać pola pod uprawy oraz pastwiska. Zatem zwiększone zapotrzebowanie na mięso ze strony Zachodu sprawia, że trzeba wypalać coraz więcej lasów. 

Carina Zell-Ziegler w swoim badaniu wyliczyła też, że w samym tylko 2005 roku import mięsa do Unii Europejskiej był odpowiedzialny za 18% emisji dwutlenku węgla (200 mln ton), powstałego w wyniku wylesiania Amazonii. „Europa dąży do ograniczenia emisji dwutlenku węgla u siebie, ale jednocześnie zwiększa import produktów, które powstają w wyniku wylesiania w krajach rozwijających się. Ilości mięsa, jakie spożywamy, muszą się zmienić. W Niemczech, spożycie mięsa wynosi teraz ponad 1 kg na osobę na tydzień. Tego nie da się na dłuższą metę utrzymać” – uważa Zell-Ziegler.

Brazylijska soja dla chińskich świń

Chociaż nie brakuje ludzi, nawet przywódców państw, którzy zdają się nie zauważać globalnych zależności i procesów, to jednak te zależności istnieją, bez względu na to, czy oni je uznają czy nie. Poza mięsem, które pochodzi m.in. od zwierząt wypasanych na wylesionych terenach Amazonii i cerrado, znaczącym towarem eksportowym jest uprawiana tam soja. Można by ironicznie zauważyć, że nie jest ona przeznaczana na kotlety sojowe dla wegetarian, ale sprawa jest zbyt poważna, aby ironizować. Soja w dużej mierze trafia poza granice Brazylii, na przykład do Chin, gdzie hoduje się ogromne ilości zwierząt. Chińskie uprawy nie są w stanie ich wykarmić, stąd import soi z Brazylii.

Jestem w Mato Grosso (…) regionie Brazylii, gdzie produkuje się najwięcej soi na świecie. Dawniej w tym miejscu znajdowało się cerrado – sawanna porośnięta gdzieniegdzie drzewami oraz krzewami, słynąca z różnorodności biologicznej. Dziś została ona desmatada, wylesiona i zamieniona w pola uprawne. Mato Grosso to dziś przede wszystkim ogromna monokultura, na którą składa się 7 mln hektarów uprawnych soi. To ziemia podbita przez lokalnych latyfundystów i multinarodowe koncerny sektora agrobiznesowego. 

(…) duża część ziarna nie jest konsumowana ani przetwarzana w kraju miacierzystym. Dostarcza się ją w postaci surowca do odległych szerokości geograficznych. Dokładniej rzecz ujmując – do Chin, które w 2014 roku importowały 73 mln ton soi, z czego 33 mln tylko z Brazylii. Co robi Pekin z tak imponującą ilością ziarna? Przerabia je na tofu lub spaghetti? Otóż nie: karmi swoje świnie i kurczaki. Światowe królestwo wieprzowiny nie istniałoby bez brazylijskiej soi.”

Cytat pochodzi z książki „Władcy jedzenia” Stefano Libertiego – polecam dla zainteresowanych tematem globalnych „łańcuchów pokarmowych”.

Drugie źródło: BBC Brasil