Jair Bolsonaro, były prezydent Brazylii, został właśnie skazany przez Sąd Najwyższy na 27 lat i 3 miesiące więzienia za próbę zamachu stanu po przegranych wyborach w 2022 roku. Czy naprawdę trafi za kratki?
Proces i wyrok
Bolsonaro nie zasiadał na ławie oskarżonych samotnie – łącznie proces dotyczył ośmiu osób, ale były prezydent Brazylii jest niewątpliwie najbardziej znany. Jest zresztą jednym z najbardziej wpływowych polityków ostatnich lat. Być może uwierzył, że jest jeszcze bardziej potężny niż w rzeczywistości i to był powód, że wydarzyło się to, za co został skazany, ale o tym za chwilę.
Proces znany pod nazwą Ação Penal 2668 toczył się już od kwietnia tego roku i zakończył się głosowaniem sędziów dnia 11 września 2025 roku. Stosunkiem 4-1, cała ósemka oskarżonych została uznana za winnych i skazana, z czego najdłuższy wyrok 27 lat i 3 miesięcy dostał Jair Bolsonaro. Pozostali skazani, głównie wojskowi, trafią za kratki na okres od 19 do 26 lat. Trzeba wspomnieć, że dodatkowo Bolsonaro musi zapłacić 376 tys. BRL, czyli ok. 250 tys. PLN i nie może ubiegać się o stanowiska publiczne przez 8 lat po odbyciu kary.
Orzeczenie nie jest jeszcze prawomocne — Bolsonaro i jego obrońcy mogą się odwołać. Do tej pory były prezydent przebywa w areszcie domowym, a nie w więzieniu, ze względu na stan zdrowia i wiek – ma 70 lat.
Co się wydarzyło w 2022 roku i później
Według aktu oskarżenia, ósemka skazanych knuła już od 2021 roku, na rok przed wyborami w 2022 roku, których faworytem był lider Partii Pracujących Luís Inácio Lula da Silva. Na wypadek wygranej rywala, Bolsonaro i wojskowi planowali uniemożliwienie mu przejęcia władzy, a także aresztowanie kluczowych postaci w państwie, takich jak sędziego Sądu Najwyższego Alexandre de Morães, marszałka Senatu Rodrigo Pacheco, zamknięcie Kongresu i Sądu Najwyższego – jednym słowem, planowano zamach stanu.
Kulminacja tych wydarzeń miała miejsce już po ogłoszeniu wyników wyborów, które Bolsonaro przegrał. Wówczas, 8 stycznia 2023 roku, tłum jego zwolenników szturmował budynki rządowe w stolicy na wzór tego, co działo się w Stanach Zjednoczonych rok wcześniej. Podczas szturmu ani nowego prezydenta Luli ani Jaira Bolsonaro nie było w Brasilii, ale późniejsze dochodzenie wykazało, że Bolsonaro nie tylko spiskował z wojskowymi, ale też podburzał ludzi do próby obalenia demokratycznie wybranej władzy.
Reakcja USA
Jair Bolsonaro jest nazywany brazylijskim Trumpem nie bez przyczyny – w trudnych chwilach może liczyć na gesty przyjaźni Donalda Trumpa do tego stopnia, że amerykański prezydent zaangażował całą machinę państwową przeciwko Brazylii. Jeszcze w lipcu tego roku, gdy już było wiadomo, że Bolsonaro ma poważne kłopoty, Trump nałożył na Brazylię 50% cła tłumacząc to m.in. prześladowaniem Bolsonaro.
Dodatkowo, cofnięto amerykańskie wizy sędziom Sądu Najwyższego, a sędzia Alexandre de Morães, który jest najbardziej zdeterminowany w tropieniu występków byłego prezydenta, został objęty osobnymi sankcjami w ramach tzw. Magnitzky Act, co na przykład utrudnia mu korzystanie z usług amerykańskich firm i banków. Morães podpadł Amerykanom już w 2024 roku, blokując Twittera w całej Brazylii. Znaczący udział sędziego w skazaniu ulubieńca Trumpa, na pewno nie przysporzyło mu popularności w Białym Domu.
Tuż po wyroku, Sekretarz Stanu USA Marco Rubio powiedział, że przewidywane są kolejne sankcje na Brazylię, a skazanie Bolsonaro określił jako “polowanie na czarownice”. Jak na razie Brazylia twardo odpowiada, że groźby USA nie zastraszą brazylijskiej demokracji. Zobaczymy jakie będą nowe sankcje. Do ich nałożenia na swój kraj głośno nawołuje Eduardo Bolsonaro, syn byłego prezydenta, mieszkający w USA.
Co dalej z Bolsonaro?
Wyrok skazujący Jaira Bolsonaro na ponad 27 lat więzienia nie oznacza końca jego politycznej historii. Były prezydent nadal cieszy się ogromnym poparciem części społeczeństwa, a jego ugrupowanie w 2024 roku zdobyło setki stanowisk burmistrzów w całym kraju. Dla wielu Brazylijczyków Bolsonaro pozostaje symbolem buntu wobec elity politycznej, a jego zwolennicy w Kongresie już zapowiadają projekt amnestii, który mógłby całkowicie anulować jego wyrok. Jednocześnie niektórzy potencjalni kandydaci w wyborach prezydenckich 2026 roku deklarują, że jeśli wygrają, ułaskawią Bolsonaro.
Taki scenariusz może jednak doprowadzić do ostrego kryzysu instytucjonalnego. Sąd Najwyższy już zapowiedział, że każda próba amnestii zostałaby uznana za niekonstytucyjną. Jeśli obóz Bolsonaro zdobędzie większość w Kongresie i spróbuje przeforsować ułaskawienie, może dojść do otwartego starcia między władzą ustawodawczą a sądowniczą — a nawet do prób odwołania sędziów. Jedno jest pewne: wyrok nie zamyka historii Bolsonaro, a jedynie otwiera jej nowy, niebezpiecznie nieprzewidywalny rozdział.