Konkurencja była bardzo mocna, ale oto jest – najbardziej odrażający polityk na świecie: Jair Bolsonaro, zwany brazylijskim Donaldem Trumpem. I tak jak jego amerykański kolega, nie jest bez szans na prezydenturę.

„Ojej, wszyscy tacy biedni”

Sława Bolsonaro zawędrowała aż na antypody. Australijski portal news.com.au uznał, że to nie Donald Trump, nie Kim Dzong Un ani nawet nie Eduardo Cunha zasługują na miano najbardziej odrażającego polityka na naszej planecie. Wszystkie te postacie zdeklasował ultrakonserwatywny brazylijski polityk Jair Bolsonaro. Znany ze swoich zupełnie niewiarygodnych poglądów. Uważa na przykład, że dyktatury (zwłaszcza wojskowe) są lepsze od demokracji, a stosowanie tortur powinno być dozwolone.

Bolsonaro nie ma zamiaru pochylać się nad prawami żadnej mniejszości. Jako biały zamożny mężczyzna uważa, że ci, którzy czują się dyskryminowani, sami niepotrzebnie robią z siebie ofiary. “Ci biedni czarni, ci biedni ubodzy, te biedne kobiety, ci biedni Indianie, ojej, wszyscy tacy biedni” – ironizuje w jednym z wywiadów. – “Nie będę się im podlizywał”.

O kobietach, gejach i czarnych

Nie jesteś warta tego, żeby cię zgwałcić” – powiedział Bolsonaro do koleżanki w Kongresu, Marii do Rosário. Jakie jeszcze inne złote myśli pokazują jego stosunek do kobiet? “Mam pięcioro dzieci. Czterech chłopców, a za piątym razem się nie udało i urodziła się dziewczynka”. Dla Bolsonaro nikt, kto nie jest białym mężczyzną, takim jak on, nie zasługuje na szacunek. “Co byś zrobił, gdyby twój syn spotykał się z czarną dziewczyną?” – zapytała go w wywiadzie telewizyjnym piosenkarka Preta Gil. “Moi synowie są dobrze wychowani i nie muszę się obawiać takich ekscesów” – odparł mało rezolutnie Bolsonaro. Potem tłumaczył się, że nie zrozumiał pytania. Myślał bowiem, że odnosiło się ono do gejów.

Skoro już o gejach mowa, to polityk ewidentnie nie czuje się zbyt pewnie w swojej skórze hetero, bo zewsząd widzi czyhające na niego zagrożenie LGBT. W którymś z wywiadów zadeklarował, że gdyby zobaczył na ulicy dwóch całujących się mężczyzn, to by ich pobił. Jednocześnie uważa, że w Brazylii nie ma homofobii, zatem żadna ochrona praw osób homoseksualnych nie jest konieczna. Oddajmy jeszcze raz głos złotoustemu Bolsonaro, żeby mógł się ostatecznie skompromitować: “Wolałbym, żeby mój syn zginął w wypadku niż gdyby miał być gejem”. Temu panu już podziękujemy.

Prezydent Bolsonaro?

Sondaże przed wyborami prezydenckimi w 2018 roku dają Bolsonaro ok. 15% poparcia (dane Datafolha z kwietnia 2017 r.) i zajmuje drugie miejsce za Lulą, który ma 30%. Gdyby prawo głosu mieli tylko dobrze sytuowani Brazylijczycy, czyli zarabiający co najmniej 10-krotność minimalnej płacy, to wielbiciel tortur i dyktatur zostałby prezydentem kraju. To by było na tyle jeśli chodzi o zdrowy rozsądek brazylijskich elit.

Bolsonaro jest ulubieńcem wszystkich wkurzonych, a tych ostatnio w Brazylii nie brakuje. Chcą zagłosować na niego i w ten sposób wyrazić swoją wściekłość. Na podobnej fali rozczarowania rzeczywistością doszedł do władzy Donald Trump, do którego Bolsonaro chętnie się porównuje. “Ja jestem jak Trump, tyle że znacznie bogatszy”. Jeszcze rok temu politolodzy uważali, że Bolsonaro nie ma realnych szans na prezydenturę, ale jeśli zdobędzie nawet 10%, to przed drugą turą będzie chciał przehandlować poparcie na jakieś wymierne profity od kandydatów, którzy do niej wejdą. Wobec rosnącego poparcia dla Bolsonaro nie podzielam tego optymizmu, ale mam nadzieję, że sędzia Moro zaraz coś na niego znajdzie.

Źródło: news.com.au

Zdjęcie: Fábio Rodrigues Pozzebom/Agência Brasil, edited