Pasjonatem/pasjonatką Brazylii może zostać każdy i zawsze. Bardziej zdeterminowani mogą też uzyskać formalne wykształcenie w tym kierunku. Oto moja historia. Oraz wywiad z dwoma koleżankami, które obecnie studiują portugalistykę.

Egzaminy i wyniki

Studiować portugalski postanowiłam gdzieś na początku liceum. Już w podstawówce, po wypadku Senny, postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej o jego ojczyźnie, ale konkretne plany na studia pojawiły się kilka lat później. Uznałam, że najlepszą opcją będzie iberystyka na Uniwersytecie Warszawskim – tam dowiem się najwięcej o Brazylii, a przy okazji nauczę perfekcyjnie portugalskiego. Moi rodzice długo nie mogli zrozumieć, czemu chcę studiować akurat ten kierunek. Jak wielu rodziców, mieli własny pomysł na moją przyszłość: „dziecko, lepiej wybierz anglistykę”. No ale postawiłam na swoim.

W owych czasach na studia obowiązywały egzaminy. W moim przypadku: z angielskiego, polskiego oraz wiedzy kulturowej o krajach Półwyspu Iberyjskiego i Ameryki Łacińskiej. To, że interesowała mnie tylko Brazylia, nie znaczyło bowiem, że zostanę zwolniona z wiedzy na temat innych krajów latynoamerykańskich oraz Hiszpanii. O Brazylii nie musiałam się wiele uczyć, ale o innych kwestiach tak. Wkuwałam sumiennie historię, śledziłam wydarzenia w telewizji i internecie. „Już nie dam rady się więcej nauczyć przed egzaminem” – poskarżyłam się mamie. „Nie martw się, pouczysz się po egzaminie” – pocieszyła mnie.

Wszystkie egzaminy były pisemne, potem nastąpiło kilka nerwowych dni w oczekiwaniu na wyniki. Pamiętam, że pojechałam na uczelnię sprawdzić, czy się dostałam. W gablocie Wydziału Iberystyki przy ulicy Oboźnej wywieszono listy: najpierw kartki z nazwiskami osób, które dostały się do grup hiszpańskich (o ile pamiętam: 48 osób), potem krótka lista grupy portugalskiej (12 osób), a dalej niezliczone płachty z nazwiskami tych, którym się nie poszczęściło i w ogóle się nie dostali. Pewnym krokiem podeszłam do części portugalskiej i proszę, moje nazwisko widniało na 12-osobowej liście. 

Czasy studenckie

Lata studiów wspominam z wielką nostalgią. Już od pierwszych zajęć wiedziałam, że to będzie świetna zabawa. Po portugalsku nie znałam ani jednego słowa, podobnie jak większość koleżanek (kolega był tylko jeden) z grupy. Na pierwszej lekcji portugalskiego niezastąpiona pani Bożenna Papis kazała nam powtarzać zdania, które brzmiały dla nas zupełnie egzotycznie, a przede wszystkim bardzo śmiesznie. Nie rozumieliśmy ani w ząb, dopóki nam nie wyjaśniła. „Vejo todo o Tejo” (Widzę cały Tag) albo „As meias azuis estão no armário. Já-as encontrei” (Niebieskie skarpetki są w szafie. Już je znalazłam). Zawsze to będę umiała wyrecytować.

Największą przygodą w czasie całych studiów był teatr pod okiem wspaniałej Fatimy Fernandes. Portugalka, wykładowczyni portugalskiego, ale przede wszystkim najbardziej twórcza osoba, jaką wówczas spotkałam. Pisała sztuki, a my je wystawialiśmy na deskach Starej Prochowni i innych miejsc, które zgodziły się nas przyjąć. Nie pamiętam wszystkich moich ról (jedną z nich była postać ojca chrzestnego mafii!), ale nie zapomnę, że na próby jeździliśmy na 9 rano w niedzielę na drugi (dla mnie) koniec Warszawy. I stawiał się komplet aktorów – wszyscy chcieliśmy tam być.

Kulturoznawca to nie zawód

Iberystyka to nie filologia, ale kulturoznawstwo. A wiadomo, jakie opinie krążą o absolwentach tego kierunku: bez konkretnego zawodu, kandydaci do zasilenia szeregu bezrobotnych. Jeszcze na studiach powiedziano nam, że po iberystyce są dwie główne ścieżki kariery: media lub dyplomacja. Nie miałam nic przeciwko pracy ani w jednym ani w drugim. Widziałam się w roli ambasadorki Polski w Brazylii. No ale jak to zwykle bywa, plany sobie, a życie sobie.

Z naszej 12-osobowej grupy nikt nie trafił do dyplomacji. Do mediów trafił kolega, a konkretnie do telewizyjnej redakcji sportowej. Kilka osób pracuje w turystyce, przeważają wolne zawody. Można powiedzieć, że wykształcenie z zakresu kultury portugalskiej stało się dodatkiem do naszych karier. W przypadku moich pracodawców, pewnie większe znaczenie miało to, że ukończyłam Uniwersytet Warszawski (bez względu na kierunek) i znam angielski.

Jeszcze na studiach dawałam korepetycje z angielskiego (jak pewnie bardzo wielu studentów), a nawet uczyłam tego języka w przedszkolu. Szybko zrozumiałam, że nie posiadam w ogóle żadnych zdolności pedagogicznych i przez pewien czas pracowałam w biurze tłumaczeń. Nie jako tłumaczka, ale jako koordynatorka projektów tłumaczeniowych. Od koordynacji było już blisko do zarządzania projektami, a to jest bardzo konkretny fach. Przeniosłam się do korporacji, zrobiłam międzynarodowy certyfikat z zarządzania projektami i od tamtego czasu pracuję w drugiej już korpo, na globalnych stanowiskach związanych z komunikacją, marketingiem i zarządzaniem wiedzą. 

Pracuję tylko po angielsku, portugalski nie jest mi w pracy do niczego potrzebny – no może do small talku z biurem w São Paulo. Czy to znaczy, że studiowałam bez sensu? Absolutnie tak nie uważam. Nauczyłam się portugalskiego – po pierwszym roku musieliśmy mówić już płynnie. Poznałam fantastycznych ludzi, przeżyłam wspaniałą przygodę, wiele niezapomnianych momentów. Brazylianista to nie lekarz czy inżynier, że musi pracować zgodnie z wykształceniem. Iberystyka poszerza horyzonty, otwiera okno na świat i można robić po niej to, co się chce. Że tak polecę korpo-mową: sky is the limit

Uniwersytet Warszawski

Wywiad z Jolą Kowalak oraz Olą Jakubaszek, studentkami portugalistyki Uniwersytetu Warszawskiego

Wyżej opisałam swoje perypetie z egzaminem wstępnym. A jak dzisiaj dostać się na portugalistykę? 

Jola: Jeśli chodzi o studia licencjackie, to wystarczy po prostu dobrze zdać maturę. Cztery lata temu, kiedy ja aplikowałam na studia, poza podstawowymi przedmiotami liczył się angielski + inny język nowożytny (w moim przypadku był to francuski na poziomie podstawowym). Nie miałam jakichś rewelacyjnych wyników, były po prostu dobre. Wiem, że teraz próg się trochę podniósł, bo jest więcej osób zainteresowanych. 

Cztery lata temu nie było jeszcze takiego stricte podziału na specjalność portugalską i brazylijską, jaki jest teraz. Oprócz zajęć z języka, które były oddzielne dla wersji portugalskiej i brazylijskiej, chodziliśmy razem na wszystkie inne zajęcia. Po wprowadzeniu podziału na specjalności (od tego roku akademickiego – 2019), studenci specjalności brazylijskiej mają więcej zajęć o Brazylii, a specjalności portugalskiej – o Portugalii. 

Jeśli chodzi o ilość osób na roku, to na pierwszym było nas ok. 20 (razem z wersją europejską j. portugalskiego – ok. 40). Potem systematycznie (po semestrze/roku) ta liczba się zmniejszała. Obecnie, na II roku magisterki jest nas… 7. 

Ola: Nie jestem pewna, jak to wygląda w tej chwili. Niemniej egzaminów wstępnych na studia licencjackie nie ma. Rekrutacja odbywa się na kierunek portugalistyka, dopiero po zakwalifikowaniu się wybiera się wersję brazylijską lub kontynentalną języka. Ja zostałam przyjęta z 14. pozycją na liście rezerwowej (obecnie pewnie próg punktowy uległ zmianie). Na początku u nas w grupie było ponad 20 osób, ale znaczna część wykruszyła się z czasem.

Czemu chciałyście studiować portugalski? Czy po prostu tak wyszło? 🙂

Jola: Trochę przez przypadek, po prostu chciałam się nauczyć jakiegoś nietypowego języka obcego. A że słuchałam trochę muzyki brazylijskiej (uwielbiałam Marisę Monte) to stwierdziłam: dlaczego by nie spróbować portugalskiego?

Ola: Zdecydowanie nie „bo tak wyszło”. To był mój drugi kierunek i naprawdę świadoma decyzja. Kolega z podstawówki mojej mamy od lat pracuje jako misjonarz w Brazylii. Gdy odwiedzał rodzinne strony, pokazywał na kościelnym rzutniku zdjęcia stamtąd, więc od dziecka wiedziałam, że taki kraj istnieje i gdy trzeba było robić prezentacje o jakimś państwie w szkole, to kandydat był oczywisty.

Już przy wyborze pierwszego kierunku studiów aplikowałam m.in. na iberystykę, ale wtedy stanęło na innym kierunku z myślą, że może chociaż pojadę na erasmusa do Portugalii. Po powrocie z tegoż stwierdziłam, że iberystyka mi nie przeszła i chcę jeszcze postudiować. 

Jak wspominacie pierwsze zajęcia?

Ola: Prowadzący mówili po polsku, oświadczając, że to pierwszy i ostatni raz. To były zajęcia wprowadzające. Potem faktycznie wszystko było po portugalsku – tłumaczenie słówek, wyjaśnianie wszystkiego, nasze pytania też musiały być po portugalsku. Jako grupa mieliśmy o tyle łatwiej, że jedna z koleżanek była na wymianie w Brazylii, a inna chodziła wcześniej na lektorat z portugalskiego więc trochę nam tłumaczyły. 

Jola: Na pierwszych kilku/kilkunastu pierwszych zajęciach było trudno, bo mieliśmy od początku zajęcia z native speakerem – Brazylijczykiem, który znał po polsku tylko pojedyncze słowa. Ale potrafił wprowadzić tak luźną atmosferę, że nikt się nie stresował. Na pierwszych zajęciach była obecna jego żona – Polka, która prowadziła te (i tylko te) zajęcia po polsku, ale pamiętam, że jak się przedstawialiśmy, to o coś mnie zapytał po portugalsku i byłam nieco przerażona, że nie zrozumiałam 😉 Ale koniec końców, polityka prowadzenia zajęć od początku do końca po portugalsku zdała egzamin, bo po pierwszym roku byłam już w stanie się dogadać. 

Czy znałyście już trochę portugalski czy nauka od zera?

Jola: Od zera, tylko dwie osoby w naszej 20-osobowej grupie znały portugalski przed studiami. Reszta zaczynała od zera. 

Ola: Znałam podstawowe słowa i zwroty, których nauczyłam się sama wcześniej. Chodziłam też na zajęcia językowe będąc na erasmusie w Portugalii podczas moich pierwszych studiów, ale stosunkowo niewiele z nich wyniosłam. Nauka języka na pierwszym roku studiów pierwszego stopnia jest z zasady od zera, ale zawsze trochę łatwiej się odnaleźć, wiedząc już cokolwiek. 

Co Was najbardziej zainteresowało na tych studiach?

Ola: Mnie najbardziej interesowała nauka języka i wszystko, co związane z Brazylią, a nie było tego dużo – w ówczesnym programie mieliśmy także np. literaturę portugalską czy historię Portugalii. Ciekawa była też część programu związana z portugalskojęzycznymi państwami afrykańskimi.

Jola: W sumie nigdy o tym nie myślałam, ale jest tego całkiem sporo. Sam portugalski jest bardzo ciekawy, bo jest niesamowicie różnorodny. Mamy też sporo zajęć o tłumaczeniach, których nigdy wcześniej, czytając książki niepolskich autorów, jakoś specjalnie nie analizowałam. Ale myślę, że najbardziej zainteresowała mnie literatura, bo nie miałam wcześniej styczności z literaturą afrykańską języka portugalskiego czy brazylijską (pomijając Paulo Coelho ;)), a zajęcia były bardzo ciekawie prowadzone. 

A czy są jakieś programy wymiany studenckiej z Brazylią? Korzystałyście?

Ola: Podobno są, ja nie korzystałam i nie interesowałam się za bardzo tematem więc nie znam szczegółów. Jola wie więcej 😉

Jola: Nasz wydział niestety nie ma żadnej umowy z Brazylią, ale ma ją Uniwersytet Warszawski,  więc można pojechać do wielu miejsc: Rio de Janeiro, São Paulo, Goiânia, Brasília itd., ale niestety za wszystko trzeba samemu zapłacić, nie ma żadnych stypendiów. Trzeba sobie po prostu odłożyć, ale myślę, że warto. Właśnie to robię, żeby w lutym móc wyjechać postudiować na Universidade de São Paulo. 

Trzymam kciuki, żeby się udało! A w ogóle, to macie już pomysł, co robić po skończeniu studiów?

Jola: Szczerze mówiąc – nie, ale ja generalnie nie lubię robić zbyt dalekosiężnych planów. Myślę o zdaniu egzaminu na tłumacza przysięgłego, ale potrzebuję co najmniej roku po studiach, żeby się do niego przygotować. Poza tym, bardzo chciałabym pracować w kulturze, może założyć własną organizację pozarządową. No i myślę, że nadal będę udzielać korepetycji z portugalskiego. 

Ola: Na pytanie mamy „i co po tych studiach?” odpowiadałam, że będę pracować w jakimś korpo, wykorzystując znajomość języka i udało mi się to zrobić nawet przed ukończeniem studiów. Nie było to jednak moim celem – chciałam się nauczyć portugalskiego po prostu dla siebie.

Miałybyście jakieś rady dla zainteresowanych tym kierunkiem? 

Ola: Jeśli się jest zainteresowanym, to naprawdę warto spróbować. Nauka od zera bez słowa po polsku na zajęcia nie jest wcale taka straszna, a po 2-3 latach rozumie się naprawdę dużo i dużo jest się w stanie powiedzieć. Praca w Warszawie dla osób z portugalskim jest – to też zawsze plus. 

Jola: Nie zrażać się „nieprzyszłościowością” kierunku. Wbrew pozorom, jest dużo pracy z językiem portugalskim i często jest np. lepiej płatna niż ta z językiem hiszpańskim. 

I przygotować się na pytania w stylu: „O, studiujesz iberystykę? Czyli hiszpański?” 😉