samba

Po festiwalu Bom Dia Brasil w niektórych z nas obudziły się brazylijskie instynkty, którym nie sposób się oprzeć. Istnieje tylko jeden sposób, żeby je ugasić: kurs samby!

Tak się szczęśliwie złożyło, że w Salsa Libre rozpoczyna się właśnie tygodniowy intensywny kurs samby w ramach programu wakacyjnego Holidance. W kursie mogą brać udział osoby, które sambę do tej pory oglądały tylko w telewizji, a także dość już zaawansowane sambowo tancerki. Nie ma ograniczeń. Wystarczy dobry humor, a także niezła kondycja, bo samba to nie jest taniec salonowy dla grzecznych dziewczynek. 20150710_191402

Pierwszym wyzwaniem na drodze do sambowej przygody jest znalezienie siedziby szkoły tańca Salsa Libre. Jeśli ktoś trafia w jej progi pierwszy raz, musi zmierzyć się z dość zakręconą lokalizacją. Podpowiadamy: budynek nie jest położony bezpośrednio przy ulicy Przasnyskiej, trzeba wjechać na wewnętrzny parking, mijając po drodze budkę strażnika i podniesione na szczęście szlabany. Nasz oznaczony brazylijską flagą zielony samochodzik z konieczności (braku innych miejsc) parkuje na miejscu firmy Nextbike, którą serdecznie pozdrawiamy.

Potem jest już z górki. Karnet na tygodniowe zajęcia kosztuje 150 zł i są to bardzo dobrze zainwestowane pieniądze. Możliwa płatność gotówką lub kartą. Uwaga, przed każdymi następnymi zajęciami trzeba się zameldować w recepcji w celu odznaczenia na liście obecności. Kolejna istotna sprawa organizacyjna to taka, że zajęcia odbywają się tylko wówczas, jeśli zgłosi się co najmniej sześć osób – odklikanych w recepcji.

20150710_191447Czekamy na zajęcia, zastanawiając się, co też nas czeka. Spodziewamy się oczywiście wszystkiego najlepszego. Tutaj musimy zdradzić, że kurs został wybrany nieprzypadkowo – poleciła go nam jedna z wtajemniczonych sambowo tancerek, Dominika (uściski!). Rzeczywiście, prowadząca holidance’owy kurs Klaudia Łucyk to samba w najczystszym wydaniu. Tryska brazylijską energią i humorem, a jej strój z motywem brazylijskiej flagi, jednoznacznie wskazuje, jakie zajęcia zaraz poprowadzi. Jest nas tyle, że nie mieścimy się w przeznaczonej dla nas sali. Na szczęście zaraz przenosimy się do innej, znacznie obszerniejszej, a przede wszystkim chłodniejszej. Polska zmieniła się w Brazylię nie tylko za sprawą samby, ale też dzięki tropikalnym upałom, które w tym sambowym tygodniu nawiedzają nasz kraj.

Zaczynamy od rozgrzewki i prostych sambowych kroków. Na początku wydają się proste, ale po dodaniu seksownego kręcenia tyłeczkiem, sprawa się komplikuje. W wydaniu Klaudii wygląda to łatwo i naturalnie, ale nas czeka wiele godzin ćwiczeń, żeby z poziomu “kompletne drewno” przejść na poziom “jakoś ujdzie”. Widać, że niektóre kursantki mają już te ćwiczenia za sobą, bo wydają się całkiem zaawansowane. Na szczęście panuje atmosfera pełego luzu i akceptacji dla indywidualnego tempa przyswajania sobie sambowej wiedzy. Nikt tu nie usłyszy: “hej ty, nie nadążasz”. W razie kompletnej porażki przy nauce jakiegoś kroku można liczyć na indywidualne podejście i kilka dodatkowych minut po zajęciach. 20150710_201607

Pedagogiczne talenty Klaudii przynoszą efekty, bo już po trzech zajęciach radośnie pląsamy krok podstawowy, jednocześnie z podziwem patrząc na naszą instruktorkę, która chyba urodziła się w Rio – jeśli nie w tym, to w poprzednim wcieleniu. Jej entuzjazm udziela się całej grupie, na zajęciach jest pełno śmiechu, ale też ciężkiej pracy nad swoim ciałem, które nie zawsze daje się przekonać, żeby powtarzać wszystkie ruchy jak należy. To jednak nikogo nie zniechęca, bo postępy widać nawet u najbardziej opornych. Widocznie tak to już jest z tą sambą, że pozwala odkryć swoje sekrety tylko wytrwałym. Do których rzecz jasna należymy!

Podsumowując, po tygodniu zajęć nie spodziewamy się, że jakakolwiek szkoła samby z Rio zatrudni nas w charakterze porta-bandeira (to byłoby równoznaczne z oddaniem walkowerem karnawałowej rywalizacji), ale niewątpliwie było to fantastyczne sambowe doświadczenie, które każdemu polecamy.