20 września w The Economist ukazał się artykuł na temat lidera sondaży w wyborach prezydenckich, Jaira Bolsonaro. Oto tłumaczenie tego artykułu. Wybory 7 października (1 tura) i 28 października (2 tura).

“Bóg jest Brazylijczykiem” – to znane w Brazylii powiedzenie stało się również tytułem popularnego filmu. Piękno tego kraju, naturalne bogactwa, muzyka sprawiają, że wydaje się on wyjątkowy. Jednak ostatnio Brazylijczycy pewnie się zastanawiają, czy Bóg udał się na wakacje, tak jak to miało miejsce w filmie. Gospodarka jest w kryzysie, kasa państwa świeci pustkami, a polityka jest przeżarta korupcją. Wzrasta również przemoc na ulicach. 7 spośród 20 najniebezpieczniejszych miast na świecie leży w Brazylii.

Październikowe wybory prezydenckie są dla Brazylii szansą na nowy początek. Jednak w przypadku wygranej Jaira Bolsonaro, który jest liderem sondaży, Brazylijczycy ryzykują, że będzie jeszcze gorzej. Bolsonaro, który na drugie imię ma Messias, czyli “Mesjasz”, obiecuje zbawienie, podczas gdy w rzeczywistości stanowi zagrożenie dla Brazylii i Ameryki Łacińskiej.

Bolsonaro to postać, która ostatnio pojawiła się w paradzie populistów – od Donalda Trumpa w USA po Rodrigo Duterte na Filipinach i Matteo Salviniego we Włoszech oraz lewicowego Andrésa Manuela Lópeza Obradora, który obejmie stanowisko prezydenta Meksyku w grudniu. Bolsonaro byłby wyjątkowo odrażającą personą w tym klubie. Gdyby wygrał, demokracja w największym kraju Ameryki Łacińskiej byłaby zagrożona.

Rozgoryczenie Brazylijczyków

Populiści zyskują popularność na fali podobnych zarzutów. Jednym z nich jest upadająca gospodarka – a jej upadek w Brazylii przybrał katastrofalne rozmiary. W najgorszej recesji w historii, PKB na osobę skurczył się o 10% w latach 2014-16 i jeszcze nie wrócił do poziomu sprzed kryzysu. Stopa bezrobocia wynosi 12%. Poziom arogancji elit i korupcji to kolejny zarzut, a w Brazylii cuchnie na odległość. Śledztwo znane jako Lava Jato (Myjnia Samochodowa) skompromitowało całą klasę polityczną. Przeciwko wielu politykom toczy się śledztwo. Michel Temer, który objął urząd prezydenta po tym, jak jego poprzedniczka Dilma Rousseff ustąpiła w wyniku impeachmentu, uniknął procesu tylko dlatego, że Kongres zagłosował w jego obronie. Luiz Inácio Lula da Silva, inny były prezydent, został skazany za korupcję i udaremniono mu start w tegorocznych wyborach. Brazylijczycy pytani o określenia, jakie najlepiej pasują do ich ojczyzny, najczęściej wymieniają: korupcja, wstyd i rozczarowanie.

Bolsonaro świetnie wykorzystuje wściekłość Brazylijczyków. Do momentu ujawnienia skandali Lava Jato, był trzeciorzędnym kongresmenem ze stanu Rio de Janeiro. Ma jednak długą historię obraźliwych wypowiedzi. Do swojej koleżanki kongresmenki powiedział, że nie zgwałciłby jej, bo jest “zbyt brzydka”. Stwierdził też, że wolałby martwego syna od syna-geja. Zasugerował również, że mieszkańcy quilombos (osad założonych przez zbiegłych niewolników) są grubi i leniwi. Teraz jednak te kontrowersyjne wypowiedzi są odbierane jako dowód na to, że Bolsonaro jest inny niż reszta polityków w stolicy.

Brazylijczykom, pragnącym za wszelką cenę pozbyć się skorumpowanych polityków i okrutnych dilerów narkotyków, Bolsonaro jawi się jako bezkompromisowy szeryf. Miesza on społeczny konserwatyzm z gospodarczym liberalizmem, na który niedawno się nawrócił. Jego głównym doradcą ekonomicznym jest Paulo Guedes, wykształcony na Uniwersytecie Chicagowskim, bastionie wolnorynkowych idei. Głosi potrzebę prywatyzacji wszystkich państwowych firm oraz radykalne uproszczenie podatków. Bolsonaro proponuje również zmniejszenie liczby ministerstw z 29 do 15 i postawienie wojskowych na czele niektórych z nich.

Ta formuła podoba się Brazylijczykom. Sondaże dają Bolsonaro 28% poparcia i jest on liderem pierwszej tury wyborów, która odbędzie się 7 października. We wrześniu został raniony nożem podczas wiecu wyborczego i trafił do szpitala. To wydarzenie tylko przysporzyło mu popularności i oszczędziło mu wielu niewygodnych pytań ze strony mediów i oponentów. Jeśli w drugiej turze Bolsonaro zmierzy się z namaszczonym przez Lulę kandydatem PT Fernando Haddadem, wielu wyborców z klasy średniej i wyższej, którzy obwiniają Lulę i PT o wszystkie problemy Brazylii, może rzucić się w ramiona Bolsonaro.

Pokusa Pinocheta

Jednak wyborcy nie powinni dać się omamić. Poza swoimi ograniczonymi poglądami społecznymi, Bolsonaro prezentuje również ponury podziw dla dyktatury. Swój głos, oddany za impeachmentem Dilmy Rousseff, zadedykował dowódcy jednostki, odpowiedzialnej za 500 przypadków tortur i 40 zabójstw w czasach dyktatury wojskowej, która panowała w Brazylii w latach 1964-85. Kandydatem na wiceprezydenta, startującym w parze z Bolsonaro jest Hamilton Mourão, emerytowany generał, który w zeszłym roku, występując w mundurze, rozważał czy armia nie powinna wkroczyć, aby rozwiązać problemy Brazylii. Rozwiązaniem Bolsonaro na rosnącą przestępczość jest: zabijać więcej kryminalistów. Chociaż w 2016 roku policja zabiła ponad 4 tys. osób.

Eksperymenty z łączeniem autorytarnej polityki z liberalną gospodarką miały już miejsce w Ameryce Łacińskiej. Augusto Pinochet, brutalny dyktator, który rządził Chile w latach 1973-90 miał za doradcę wolnorynkowych “chłopców z Chicago”. Pomogli położyć fundamenty pod względny dobrobyt w Chile, jednak odbyło się to ogromnym kosztem społecznym. Brazylijczycy mają fatalistyczne powiedzenie na temat korupcji: “rouba, mas faz” (kradnie, ale dostarcza). Nie powinni ufać Bolsonaro, którego mottem mogłoby być: “torturowali, ale dostarczali”. Ameryka Łacińska zna wiele przykładów ludzi silnej ręki, większość z nich to odrażające indywidua. Za ostatnie przykłady niechaj posłużą Wenezuela i Nikaragua.

Bolsonaro pewnie nie da rady przekształcić głoszonego przez siebie populizmu w styl dyktatury Pinocheta, nawet gdyby chciał. Jednak brazylijska demokracja jest wciąż młoda. Niepokojący jest nawet sam flirt z tyranią. Każdy prezydent Brazylii potrzebuje koalicji w Kongresie, aby przegłosować swoje ustawy. A Bolsonaro ma niewielu politycznych przyjaciół. Aby skutecznie rządzić, może mieć pokusy, aby popchnąć politykę w niebezpiecznym kierunku.

Zamiast ulegać pustym obietnicom niebezpiecznego polityka w nadziei, że rozwiąże on ich problemy, Brazylijczycy powinni zdać sobie sprawę, że uzdrowienie demokracji i naprawa gospodarki nie będą zadaniami ani łatwymi ani szybkimi. Nastąpił już pewien postęp – na przykład zakaz przekazywania pieniędzy partiom politycznym przez firmy i zamrożenie wydatków federalnych. Potrzeba jednak znacznie więcej reform. Bolsonaro ich nie przeprowadzi.

Źródło: The Economist

Tłumaczenie: moje