Już wkrótce najgorętsze dni brazylijskiego karnawału. Brytyjski tygodnik „The Economist” ostrzega, że nawet wówczas nie można zapominać o kryzysie. Odnosi się to zwłaszcza do polityków.

Karnawał bez wytchnienia

W styczniu tempo życia w Brazylii zwalnia. Na ulice wyjeżdża mniej samochodów, za to więcej ludzi pojawia się na plażach i karnawałowych paradach. Nawet najbardziej sumienni pracownicy biorą wolne i wyjeżdżają na zasłużone urlopy. Również politycy są w tym czasie na wakacjach. Jednak nawet wygrzewając się w promieniach palącego tropikalnego słońca Dilma i jej rząd nie będą się mogli w pełni zrelaksować.

Służby medyczne zostały postawione w stan najwyższej gotowości w związku z niepokojącymi doniesieniami o rozprzestrzenianiu się wirusa zika (piszemy o nim tutaj). Kryzys gospodarczy i polityczny pogłębia się także podczas leniwych letnich dni.  Politycy po powrocie z urlopu mogą żałować, że w ogóle się na niego zdecydowali.

Po zabawie – na bezrobocie

W 2015 r. zanotowano spadek miejsc pracy o 1,5 mln, co jest najgorszym wynikiem od początku prowadzenia statystyk, czyli od 1992 r. Analitycy przewidują, że kolejny milion może wyparować do końca tego roku. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje spadek PKB o 3,5% w 2016 r., czyli trzy razy więcej niż zapowiadano jeszcze w październiku. Pomimo recesji, inflacja ma się dobrze i wynosi 11%, jest najwyższa od 2002 r.

Naercio Menezes z Uniwersytetu w São Paulo podkreśla, że w obecnej fali kryzysu osoby najczęściej zwalniane z pracy to mężczyźni, żywiciele rodzin. Poprzednio pracę traciły głównie kobiety i najmłodsi pracownicy. Jego zdaniem ten trend spowoduje, że recesja będzie bardzo boleśnie odczuwana przez społeczeństwo. Dla stosunkowo młodych i wykształconych ludzi bezrobocie jest czymś nowym. Nikt nie wie, jak zareagują w momencie utraty pracy – ostrzega Fernando Henrique Cardoso, były prezydent Brazylii, z wykształcenia socjolog.

Wraz z rozwojem kryzysu, szanse na jego zażegnanie maleją. Prokuratorzy badający skandal korupcyjny w Petrobras biorą na celownik coraz wyżej postawione osoby z otoczenia prezydent Dilmy Rousseff w Partii Pracujących (PT). Sama Dilma również ma na głowie poważne zmartwienie w postaci groźby impeachmentu za machinacje finansowe, mające na celu ukrycie prawdziwego stanu finansów państwa.

Nowe pomysły, nowe podatki

Nelson Barbosa, nowo mianowany minister finansów, będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Jego zadaniem jest zamknąć nowy budżet z deficytem w granicach 10% PKB. Chce tego dokonać, wprowadzając nowy podatek od transakcji finansowych, co jest znienawidzonym pomysłem przez biznes, ale popieranym przez lewicowych zwolenników rządu. Ale przyniesie to dodatkowy dochód w wysokości zaledwie 10 mld reali, podczas gdy zadłużenie wynosi 500 mld reali. Dilma powróciła do swojego dawnego pomysłu, aby powołać radę mędrców i wspólnie z nimi wymyślić jakieś wyjście z kryzysu. Trochę późno.

Nie lepiej wygląda sytuacja w polityce pieniężnej (działania mające na celu zapewnienie stabilności cen i niskiej inflacji). Bank Centralny wcześniej sygnalizował, że podniesie stopy procentowe, aż nagle 20 stycznia wycofał się z tych zapowiedzi i utrzymał je na poziomie 14,25%. Decyzja jest nawet logiczna: podniesienie stóp procentowych mogłoby doprowadzić do dalszego zduszenia gospodarki i trudności w opanowaniu deficytu budżetowego, jednak zostało to odebrane jako ustąpienie pod presją władzy. Alexandre Tombini, prezes Banku Centralnego, spotkał się z Dilmą na dwa dni przed ogłoszeniem swojej decyzji.

Wydaje się mało prawdopodobne, żeby politycy zabrali się do sensownej pracy nad rozwiązaniem kryzysu po powrocie z urlopów. Zwolennicy odwołania Dilmy przyznają, że trudno im będzie uzyskać wystarczającą ilość głosów, aby przepchnąć wniosek do Senatu. Co nie powstrzyma ich przed tym, aby próbować i przeciągać postępowanie w nieskończoność. Zapewne osiągną cel, jakim jest osłabienie Dilmy, ale Brazylia na pewno na tym nie skorzysta.

Źródło: The Economist