Podczas trwającego właśnie szczytu G20 wszystkie oczy będą zwrócone głównie na prezydenta USA. Nie zapominajmy jednak, że dziś rano w Hamburgu wylądowała również brazylijska delegacja.

“Nie ma kryzysu ekonomicznego”

Prezydent Michel Temer do ostatniej chwili nie był zdecydowany, czy pojawi się na dwudniowym szczycie grupy G20 w Hamburgu. Planował zostać w kraju i zająć się swoimi obowiązkami, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i w czwartek o 13.30 czasu brazylijskiego wyruszył z Brasilii do Hamburga. Jego nagła decyzja zaskoczyła organizatorów, którzy początkowo nie zawarli go nawet w agendzie szczytu i trzeba było dokonywać szybkich poprawek w harmonogramie.

Temer zaskoczył nie tylko swoim pojawieniem się w Niemczech, ale także słowami, które padły podczas krótkiego wywiadu, jakiego udzielił po przylocie. Oświadczył zdumionym dziennikarzom, że w Brazylii nie ma kryzysu ekonomicznego, a kryzys polityczny nie ma wpływu na gospodarkę. Z danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynika, że w ostatnich dwóch latach brazylijska gospodarka skurczyła się o ponad 7% i obecnie znajduje się w stagnacji.

Koniec “brazyliomanii”

Jakże odmienna jest atmosfera wokół Brazylii na obecnym szczycie G20 w porównaniu z podobnymi spotkaniami w latach 2008 i 2009, kiedy kraj reprezentował Lula da Silva. Brazylia mogła się wówczas pochwalić wzrostem gospodarczym i reformami społecznymi. Prezydent Obama wskazywał na Lulę, nazywając go “najpopularniejszym politykiem na Ziemi”, a magazyn The Economist publikował na okładce statuę Chrystusa z Corcovado.

Z tamtej “brazyliomanii” nic już nie zostało. “Temer nie będzie miał zbyt wiele do powiedzenia podczas tego szczytu – przewiduje były przewodniczący think tanku Inter-American Dialogue, Peter Hakim. – Brazylia nie odgrywa dziś znaczącej roli jeśli chodzi o zagadnienia światowej gospodarki. Kryzys polityczny, ekonomiczny i skandale korupcyjne sprawiają, że większość światowych mocarstw jest ostrożna w utrzymywaniu bliskich relacji z Brazylią”.

Być albo nie być

Czy lepiej by było w takim razie, gdyby prezydent Temer w ogóle nie pojawił się w Hamburgu? Zdania w tej kwestii są podzielone. Peter Hakim uważa, że jego nieobecność byłaby gorszym rozwiązaniem. “Gdyby nie przyjechał, to możliwe były dwa powody: albo problemy wewnętrzne Brazylii są na tyle poważne, że głowa państwa nie może podróżować na spotkanie z szefami G20 albo Temer boi się tego, że liderzy światowych mocarstw będą go unikać”.

Innego zdania jest prof. Maria Antonieta Lins z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w São Paulo. “Obecność Temera na szczycie G20 jest niekorzystna dla Brazylii. Wizerunek prezydenta jest zupełnie zrujnowany, zarówno w kraju, jak i za granicą. Zagraniczne gazety wciąż go ośmieszają. Zatem jadąc na szczyt, Temer chce udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy tak naprawdę w każdym momencie może stracić urząd. To jest żałosne”.

Podczas gdy inni przywódcy państw wykorzystają szczyt G20 do spotkań i rozmów, agenda prezydenta Brazylii przewiduje bardzo krótki pobyt i nieobecność na ostatniej sesji. Temer ma wrócić do kraju w sobotę rano.

Źródła: O Globo, BBC Brasil, Folha de S. Paulo