Nie zaskoczą Cię w Brazylii przyjaźni ludzie, malownicze krajobrazy, kolonialne zabytki – tego z pewnością się spodziewasz. Opowiem za to o 5 rzeczach, o których nie przeczytasz w przewodnikach.

1. Flaga wszędzie. Narodowa flaga jest w Brazylii obecna na każdym kroku. Nie tylko na urzędach i eksponowanych miejscach, gdzie łopocze majestatycznie na wietrze. Zobaczysz ją na pamiątkach: kubkach, koszulkach, magnesach, torbach, czapeczkach i innych. Do tej pory zero zaskoczenia, prawda? A co powiesz na bikini w kolorach flagi? Albo męskie kąpielówki w zielono-żółtych barwach? Wszechobecne klapki havaianasy z nieodłącznym symbolem flagi na pasku królują na nadmorskich deptakach. Pozostając w bliskości oceanu, szczególnie uroczo prezentuje się plażowe pareo, czyli po portugalsku canga, które w całości jest niczym innym, jak tylko brazylijską flagą. Jakoś nikogo nie bulwersuje, że dziewczyny robią sobie z pareo sukienki, a plażowicze obojga płci wylegują się na narodowym symbolu. Zaś zwycięzcą w kategorii najmniej nobliwy przedmiot z flagą jest… gąbka do kąpieli.

2. Papier toaletowy. Porozmawiajmy szczerze o wizycie w brazylijskiej toalecie. Jeśli trafisz do niej pierwszy raz na lotnisku, odpowiednie komunikaty w kilku językach, w tym po angielsku, uświadomią Cię, co robić ze zużytym papierem toaletowym. Ale jeśli udasz się do toalety w mniej turystycznym miejscu, znajdziesz tam kosz i zero informacji, w jakim celu tam się znajduje. Spieszę donieść, że w Brazylii papieru toaletowego nie wrzuca się do muszli, ale do tego właśnie kosza. Powód jest prosty: papier toaletowy zapycha brazylijską kanalizację. Jak cały kraj długi i szeroki, musisz się przemóc i wyrzucać papier do kosza. W przeciwnym razie ryzykujesz małą powódź na przykład w łazience w pousadzie.

3. Lajtowa odprawa krajowa. W 2006 roku byłam właśnie w Salvadorze, gdy zmieniły się przepisy bezpieczeństwa i nie można już było wnosić na pokład płynów, poza 100-mililitrowymi buteleczkami. Ograniczenia trwają do tej pory, ale nie na brazylijskich lotach krajowych. Jeśli Twój lot jest „doméstico” (krajowy), możesz przenieść przez bramki bezpieczeństwa 1,5-litrową butlę wody, kawę w rozmiarze XXL zakupioną w głównym terminalu albo wielkie opakowanie kremu do opalania. Nikt się nie przyczepi ani Ci tego nie zabierze. Zanim się jeszcze o tym dowiedziałam, podchodziłam bardzo restrykcyjnie i miałam tylko rzeczy dozwolone przy standardowej kontroli. Mogę się przyznać, że chciałam nawet zdejmować buty, bo w Europie często trzeba. Pan pogranicznik (?) spojrzał na mnie rozbawiony i powiedział tylko: „spokojnie, to jest doméstico”, jakby to miało wszystko wyjaśniać. A zaraz za mną przeszła dziewczyna z dużym koktajlem z lotniskowej kawiarni 🙂

4. Taxi-taczki. W niektórych miejscach możesz spotkać niecodzienne zjawiska z dziedziny transportu lądowego. Nie mam na myśli plażowego samochodzika buggy, który w niektórych mieścinach (wioskach? – no dobra, chodzi mi o Jericoacoarę) na Północym Wschodzie występuje niemal równie często jak normalny samochód. Czy ktoś kiedyś wiózł Twoje walizki do hotelu na taczce? Jeśli nie, a bardzo chcesz zaznać tej dość kosztownej przyjemności (ok. R$ 20), koniecznie wybierz się do miasteczka Morro de São Paulo w stanie Bahia. Większość turystów wysiada w miejscowej przystani, manewrując walizkami przy próbie wydostania się z chybotliwej łodzi. Pierwsze na co natrafia nasz wzrok to stojące w rządku taczki, które służą tu za taksówki. W mieście są też znaki drogowe, informujące o obecności taczek.

5. Zapłacisz kartą. Przy pierwszym pobycie w Brazylii, byłam bardzo zaskoczona tym, jak powszechnie akceptowane są karty kredytowe i debetowe. W barze na plaży, na straganie, w małym sklepiku, u przewodnika wycieczek, w kasie na dworcu autobusowym, ale najbardziej opadła mi szczęka, gdy na plaży chciałam kupić obrazek, ale nie miałam wystarczająco gotówki (w Brazylii nie nosi się dużych sum pieniędzy). Żaden problem, stwierdził wędrowny sprzedawca, wyciągając z plecaka terminal do kart płatniczych. W dodatku wręczył mi ten terminal, żebym go sama obsłużyła, bo on szedł już z ekspozycją do następnego klienta. Oczywiście nie miałam pojęcia jak to zrobić i z pomocą przyszedł mi inny sprzedawca, który akurat przechodził w pobliżu. Ten od obrazków wrócił dopiero po zakończonej transakcji i odebrał terminal, zostawiając mnie z moim zakupem i w głębokim szoku.

Zdjęcie: Pixabay