Lençóis Maranhenses. Moim zdaniem jedno z najpiękniejszych, ale i za mało docenianych miejsc w Brazylii. Powinno dołączyć do Wielkiej Trójki miejsc do zobaczenia w tym kraju, czyli Rio, Iguaçu i Amazonii. Nie wiem czemu jeszcze nie jest wymieniane na jednym oddechu z wyżej wymienionymi. Może dlatego, że trzeba się trochę natrudzić, żeby się tam dostać. Najpierw polecieć do São Luís (które nawiasem mówiąc jest urocze), a stamtąd kilka godzin autobusem do Barreirinhas, które jest dobrym punktem wypadowym do Lençóis. Nie trzeba koniecznie organizować wszystkiego samemu. Już w São Luís można się zdać na agencję, która dowiezie nas gdzie trzeba. O Lençóis napisałam już wiele peanów (na przykład TUTAJ). Warto się tam wybrać na kilka dni i poza samymi wydmami, wyruszyć na rejs motorówką po rzece Rio Preguiças i dotrzeć do miejsca, gdzie spotyka się ona z Atlantykiem – jest to plaża Caburé i Atins. W wiosce znajdziemy kilka knajpek, gdzie można coś zjeść i zrelaksować się na hamaku.

Lençóis Maranhenses

Jericoacoara, a zwłaszcza jej okolice. Jeri, jak jest zdrobniale nazywana, była kiedyś wybrana najpiękniejszą plażą w Brazylii, więc jadąc tam miałam ogromne oczekiwania. A dostać się tam wcale nie jest tak łatwo, bo najpierw spędzamy kilka godzin w busie z Fortalezy, a potem jeszcze tłuczemy się samochodem z napędem na 4 koła przez piachy i bezdroża, żeby w końcu dotrzeć do osławionej wioski, gdzie nie ma asfaltowanych ulic i żeby gdzieś przejść z bagażem, trzeba wzywać buggy-taksówkę. To wszystko ma swój urok i ducha przygody, ale trzeba wyjechać poza Jeri, żeby w pełni docenić piękno tej okolicy. Buggy zawiezie nas na przykład do rajskiego jeziora Lagoa do Paraíso, gdzie hamaki są zawieszone tak, żeby leżeć w ciepłej wodzie. Dalej możemy wybrać się w rejs łódką i podglądanie koników morskich. Sama jazda buggy po wydmach to przygoda, zwłaszcza jeśli wybierzemy opcję “com emoção”. Zachód słońca najlepiej spędzić na Wydmie Zachodzącego Słońca razem z setkami innych osób lub też wybrać się w okolice Pedra Furada, czyli skały, przez otwór której będziemy podziwiać zachodzące słońce.

Jericoacoara, Lagoa do Paraiso

Olinda. Bliźniacze miasto Recife, stolicy stanu Pernambuco. Bardzo kolorowe, wesołe, żywe. Miasto najpyszniejszej tapioki i najmocniejszej caipifruty z marakui, a wszystkie te specjały serwowane są pod kościołem na głównym placu miasta. Miasto kolonialnych zabytków, jednych z najstarszych w Brazylii, jak na przykład XVI-wieczny klasztor franciszkanów czy Igreja do Carmo, pierwsza karmelitańska świątynia w Brazylii. A ponieważ Pernambuco było też łakomym kąskiem dla Holendrów, znajdziemy tu też pozostałości starego holenderskiego fortu: Forte Orange na wyspie Itamaracá, pod Olindą. Odwiedzając Olindę w karnawale, zobaczymy pochód gigantycznych lalek, z których słynie to święto. A szalone karnawałowe noce spędzimy na tańcach w rytmie frevo i maracatu.

Olinda, Igreja do Carmo

Ouro Preto. Jedno z niewielu miejsc w Brazylii, gdzie z chęcią zapłaciłam za wstęp do kościoła i to niejednego. W większości mroczne wnętrza świątyń nie prezentowałyby się zbyt dostojnie gdyby nie rzeźby w nich umieszczone. Zwłaszcza, gdy poznamy historię powstania tych rzeźb – wyszły spod dłuta niepełnosprawnego artysty Aleijadinho, który nie miał rąk i rzeźbił za pomocą narzędzi przymocowanych do kikutów. Nawet w takich warunkach był w stanie stworzyć arcydzieła, które zachwycają do dziś. Kościoły, dzieła sztuki i kopalnie złota – oto filary, na jakich wspiera się urok Ouro Preto i okolic, a wszystkie ścisle ze sobą związane. W XVIII wieku trwała złota gorączka, a kopalnie złota i diamentów pracowały pełną parą. Część tego bogactwa była używana jako ozdoby w kościołach – niestety do dzisiaj niewiele już z tego zostało. Są za to rzeźby Aleijadinha i bezcenna historia tego regionu. Więcej o Ouro Preto TUTAJ.

Ouro Preto

Beach Park, Fortaleza. Oglądałam kiedyś na Travel Channel program o szalonych parkach wodnych, w jednym z odcinków wystąpił Beach Park w pobliżu Fortalezy w stanie Ceará. Powodem, dla którego można go nazwać szalonym jest zjeżdżalnia “Insano” o wysokości 41 m, czyli 14 pięter. Na żywo ta zjeżdżalnia wygląda naprawdę przerażająco i ja się nie odważyłam na zjazd. Poza “Insano” park wodny ma wiele innych atrakcji – basenów, zjeżdżalni i rozrywek dla dzieci i dorosłych. Jest położony 26 km od Fortalezy i spędza się tam cały dzień. Można zostawić rzeczy w zamykanej szafce, a klucz w formie opaski z kartą magnetyczną nosi się ze sobą. Przy wejściu do parku musimy zdecydować, ile pieniędzy chcemy wydać na jedzenie i taką kwotę “deponujemy” na karcie-kluczu. Jeśli coś zostanie, to odbiera się w gotówce przy wyjściu. Jeśli zabraknie, to niestety nie kupimy dodatkowego batona czy napoju. Całodzienne wejście kosztuje R$ 210, 3-dniowe R$ 310, a tygodniowe R$ 330. Beach Park to największy park wodny w Ameryce Południowej i zdaniem Tripadvisora drugi najlepszy tego typu park na świecie. Warto się wybrać niezależnie od wieku, zdecydowanie.

Beach Park