Jest w naszym kraju kilka takich miejsc, które przy pewnej dozie wyobraźni mogą kojarzyć się z Brazylią. Mnie się w każdym razie skojarzyły, ze względu na krajobraz, klimat oraz… nazwę.

Narwiański Park Narodowy – „polska Amazonia”

W tym roku z powodu wirusa krótsze niż zazwyczaj wakacje spędziłam w Polsce, na Podlasiu. Sprawdzając ciekawe miejsca do zwiedzenia w okolicy natrafiłam na park, który reklamuje się jako „polska Amazonia”, czyli Narwiański Park Narodowy. Dotarłam wprawdzie tylko w jego okolice, z braku czasu – niewiarygodne, jak aktywnie można spędzić wakacje na Podlasiu i nie wszystko uda się zobaczyć. Ale obiecuję sobie i Wam, że przy najbliższej okazji postaram się przekonać na własne oczy, ile prawdy jest w tej zachęcającej nazwie.

W oryginalnej brazylijskiej Amazonii spędziłam miesiąc w listopadzie i grudniu 2019 roku. To była niesamowita i niezapomniana przygoda. Amazonia jest zupełnie inna niż pozostałe regiony Brazylii (mało oryginalne stwierdzenie, ponieważ każdy region Brazylii jest wyjątkowy), przyroda jest tu przepotężna i bez przerwy próbuje zająć z powrotem obszary wydarte jej przez człowieka. Jednak tym, co sprawia, że Dolina Narwi jest porównywana do Amazonii, jest jej system rozlewisk rzecznych.

Z tego co wyczytałam, po Narwi można się poruszać kajakiem lub łódką. W lecie poziom wody jest dość niski i jest jej jak na lekarstwo, za to dużo trzcin i szuwarów, które dość mocno utrudniają spływ. Pozostają też do dyspozycji drewniane kładki, po których można się dostać w głąb rozlewisk. Wydaje mi się, że dobrze tu wrócić wiosną, gdy wody może być więcej i podziwiać rozlewiska w pełnej ich krasie. A po lądowej części parku najlepiej poruszać się rowerem – przetestowałam w okolicach Białegostoku i jestem fanką dwukołowego transportu po Podlasiu i nie tylko.

Półwysep Helski – Kuźnica

Ta część Polski nie ma wprawdzie nazwy, odpowiadającej regionowi w Brazylii, ale gdybym miała porównać, to najbardziej przypomina mi jeziora w Nordeste, ewentualnie płytkie wody oceanu w Salinópolis w stanie Pará, gdzie byłam ostatnio. W ciepłe, słoneczne, letnie dni Zatoka Pucka mieni się promieniami słońca, zupełnie jak jeziorka w okolicach Jericoacoara lub plaża Corvina w Salinas. Malownicze łódki cumują w wodach zatoki, można popływać na paddleboardzie (deska z wiosłem) lub na bardzo popularnej tu desce surfingowej (także wind- i kitesurfingowej).

Urokliwy krajobraz i bliskość zjawiskowej zatoki wprawiają mnie w relaks podobny do tego, jakiego doświadczam w Brazylii. Oczywiście różnic też jest sporo, ale nie wymagajmy od polskich zakątków, żeby w 100% przypominały brazylijski oryginał. Wystarczy, że choć trochę oddają ten klimat luzu i harmonii. Wartością dodaną Półwyspu Helskiego jest dla mnie ciągnąca się wzdłuż całej jego długości droga dla rowerów. Można podziwiać piękne widoki, a w dodatku zrobić coś dobrego dla zdrowia.

Solina – małe Rio

Gdy pierwszy raz byłam nad Soliną, pierwsza podróż do Rio była jeszcze przede mną. Już wtedy pomyślałam, że te zielone wzgórza nad zaporą wyglądają podobnie do wzgórz Cudownego Miasta. Rzecz jasna to porównanie jest nieco na wyrost, bo wzgórza Rio są majestatyczne i zapierające dech w piersiach, a panorama miasta idealnie się w nie wpisuje. Natomiast nad Soliną wygląda to troszkę skromniej, stąd też bardziej pasowałoby mi porównanie do innego miasta, nazywanego małym Rio, czyli Balneário Camboriú.

Balneário Camboriú w stanie Santa Catarina na południu Brazylii jest porównywane do Rio ze względu na położenie wśród wzgórz, pomnik Chrystusa, plażę miejską i kolejkę linową. W Solinie nie ma pomnika ani kolejki (chyba że przegapiłam?), plaża jest mała, ale gdy wieczorem zejdzie się za zaporą nad samą wodę, można wyobrazić sobie, że jesteśmy w Brazylii.